Gazetka nr 48, czwartek 15 stycznia 1998
(3168 s³ów w tym tek¶cie) (4281 ods³on)
Gazetka
nr 1/98 (48), czwartek, 15 stycznia 1998
|
|
Gazetka Domu Tañca
Spis tre¶ci:
c
|
z
|
ê
|
¶
|
æ
|
|
p
|
i
|
e
|
r
|
w
|
s
|
z
|
a
|
Karnawa³ w Domu Tañca
Kapela harmonisty
Stanis³awa Stêpniaka z Wieniawy (radomskie) zagra w Domu Tañca dzi¶ - czyli
15 stycznia. Pan Stanis³aw kilkakrotnie ju¿ by³ zapraszany i przez Scenê
Korzenie i przez Dom Tañca na zabawy taneczne. Wybrali¶my go ponownie,
jako najlepsze rozpoczêcie czasu zabaw karnawa³owych, bo ma³o kto jak on
podgrzewa sw± siarczyst± gr± pary do tañca.
Niewidomy harmonista Stanis³aw
Stêpniak przyszed³ na ¶wiat na ziemi opoczyñskiej w Radzicach Ma³ych w
1935 roku. Ma³y Stanis³aw z powodu choroby straci³ wzrok tu¿ po urodzeniu.
Tak wiêc nie widzia³ nigdy ¶wiata, jedynie dociera³ do jego nerwów blask
ksiê¿yca, s³oñca i b³yskawic. Nast±pi³ za to u niego rozwój wyobra¼ni i
widzenie ¶wiata po "niewidomemu" oraz rozwój s³uchu. St±d wczesne
zainteresowanie muzyk± - od 6 roku ¿ycia. W domu by³a bieda, wiêc Sta¶ nie
móg³ nawet marzyæ o prawdziwych skrzypcach. Grywa³ na ró¿nego rodzaju
skrzypcach robionych przez brata. Skrzypce strugane by³y z desek, struny by³y
albo z przewodów elektrycznych, albo od czasu do czasu - darowane przez wuja
muzyka, a smyk robiony by³ ze ¶wierkowego drewna i z w³osia - smarowa³ go ¿ywic±
z drzewa sosnowego. Wuj Antoni Wrzosek mieszka³ w Radzicach i nauczy³ Stanis³awa
wielu melodii ludowych. Wuj czêsto dawa³ mu w³asne, dobre skrzypce do
pogrania. Ma³y ch³opiec czêsto s³ucha³ wesel i grañ wiejskich, a poniewa¿
mia³ znakomit± pamiêæ - zas³yszane melodie szybko odtwarza³ na w³asnych
instrumencie. Mama od ¯ydów kupowa³a organki na których Stanis³aw gra³ wiata po
Najwiêcej m³ody Stanis³aw
wyniós³ z kontaktu z takimi muzykantami, jak wuj Antoni Wrzosek, Jan Turliñski
graj±cy na harmonii 3-rzêdowej, Piotr Gubka z Trzebiny (5km od Radzic),
Jan Staniec z Krasznicy. w 9 roku ¿ycia Stanis³aw dosta³ harmoniê pó³tonówkê
(2,5 rzêdu). Ojciec da³ za ni± 2 metry ¿yta. Na tej harmonii zagra³ jako
pierwsz± melodiê Niebieski walczyk.
Tego samego dnia gra³ ju¿ oko³o 5 melodii z basami, które dzieci tañczy³y.
Codziennie ma³y Stanis³aw uczy³ siê po kilka, a nawet kilkana¶cie melodii.
W ci±gu miesi±ca umia³ Stanis³aw graæ ponad 50 melodii, co ¶wiadczy o pracowito¶ci,
pasji i ogromnym talencie. Po miesi±cu mia³ swój pierwszy wystêp publiczny
na chrzcinach u wuja Wrzoska w Radzicach Ma³ych. Tañczono tam mazurki,
polki, oberki, kujawiaki i walczyki. Po roku (w 1945) gra na pierwszym
weselu. Wesele odby³o siê u bogatego gospodarza ze Studzianny. By³o ze
100 osób. Wesele trwa³o 2 dni od niedzieli do wtorku rano.
Na weselach grywa³ pan
Stanis³aw do 1953 roku, najczê¶ciej ze skrzypkiem Stefanem Stêpniakiem,
za¶ bêbnistê siê dobiera³o. Nie by³o tygodnia - prócz postu - ¿eby nie
odby³y siê 3 wesela. Do lat 50-tych dawano 20 tys. z³ za granie na ca³ym
weselu. Gra³a kapela trzyosobowa, najmniej bra³ bêbnista, a skrzypek i
harmonista brali po równo. Wówczas litr wódki kosztowa³ 500 z³, a kg kie³basy
400 z³. Od 1953 roku sk³ad kapeli poszerzy³ siê o saksofonistê. Od 1955
Pan Stêpniak gra na akordeonie. W grze na tym instrumencie doszed³ do niebywa³ego
mistrzostwa i zdoby³ liczne nagrody. W latach 70-tych gra³ w kapeli ze
skrzypkiem Jerzym £udczakiem. Czêsto wystêpowa³ te¿ jako solista.
Przez wiele lat pracowa³
w O¶rodku Kultury w Wieniawie jako instruktor muzyk. Wielokrotnie wystêpowa³
na "Dniach Kolbergowskich" w Przysusze, na Festiwalu w Kazimierzu - zdobywaj±c
wiele nagród. Wspó³pracowa³ z zespo³em "Wieniawa" pod kierunkiem Stanis³awa
Ambro¿ka - kierownika tamtejszego GOKu. Wspó³praca panów Stêpniaka i Ambro¿ka
zaowocowa³a wieloma wydawnictwami- pan Stêpniak bezb³êdnie odczytuje melodie
z ta¶my magnetofonowej nagranej przez pana Amnro¿ka.
Do najbardziej charakterystycznych
melodii z regionu opoczyñskiego granych przez pana Stêpniaka nale¿± oberki
Drobny
i ¦wiatowy,
polki Chodzona i Kucano, mazurki Podró¿ny (grany w czasie jazdy do ¶lubu), Le¶ny,
Wiosenny,
Po¿egnalny (grany, gdy go¶cie wychodz± z domu weselnego). Pan Stanis³aw umie piêknie
przy¶piewaæ do zagranej melodii, zna tych przy¶piewek setki i sam umie
na poczekaniu u³o¿yæ nowe..
na podst.
informatora z Festiwalu w Kazimierz u 1991
Katarzyna Andrzejowska
Spotkania
w Domu Tañca w czwartki od godz. 1830 do
2300
przy ulicy Elektoralnej 12
w Warszawskim O¶rodku
Kulturalnym
Co to
jest kultura tradycyjna?
Trudne pytanie. Co to
jest kultura jako taka? Gdy cz³owiek pojawi³ siê na ziemi, zacz±³ z ziemi±,
z przyrod± wspó³pracowaæ, korzystaæ z niej, zabieraæ z niej co¶ dla siebie.
To by³o tworzenie z przyrody. Gdy dzisiaj idziemy do lasu, nad rzekê, trudno
nam odró¿niæ, które rzeczy stworzone s± przez cz³owieka, a które niezale¿nie
od niego. Przyroda sta³a siê w pewnym sensie czê¶ci± aktów cz³owieka. Zmiany
klimatyczne, katastrofy ekologiczne - to niektóre z efektów wspó³pracy
cz³owieka z przyrod±, rozwoju cywilizacji na przyrodzie opartego.
Kultura tradycyjna (dawna)
okre¶la siê tym, ¿e jej ewolucja by³a postêpowym ruchem opartym na do¶wiadczeniach
przodków - w sensie nie tylko biologicznym, ale psychologicznym, socjalnym
czy duchowym. Cz³owiek od dziecka próbuje stworzyæ w³asn± koncepcjê ¿ycia.
Zdobywa wiedzê, tworzy, poznaje ¶wiat, myli siê, by stopniowo osi±gn±æ
obraz ¶wiata jak najbardziej adekwatny do rzeczywisto¶ci. Ten obraz obejmuj±cy
ca³y kosmos ¿ycia przekazywa³ dalej - poprzez innych ludzi, swoje dzieci
i wnuki.
To, co cz³owiek stworzy³
w ró¿nych sferach by³o bardzo zwi±zane z t± ca³o¶ci±, ze ¶wiatem kosmicznym.
Dochodz±c do ró¿nych sposobów wp³ywania na przyrodê i na ludzi budowa³
stopniowo tê kulturê.
Kultura to to, co wi±¿e
cz³owieka z przesz³o¶ci±, pomaga mu ¿yæ w tera¼niejszo¶ci i ma kierunek
na przysz³o¶æ, by pozwoliæ mu ¿yæ dalej, by jego dzieci te¿ by³y szczê¶liwe,
dobre. Cz³owiek przekazuj±cy swoj± wiedzê, do¶wiadczenia, zasady, domys³y,
my¶lenie, wiarê - to obraz kultury tradycyjnej.
Gdy mówimy o kulturach
nietradycyjnych, nag³ych, raptownych - to widzimy cz³owieka,
który chce drastycznie zerwaæ z ca³± przesz³o¶ci± i stworzyæ co¶ zupe³nie
nowego, od zera. Ale faktycznie okazuje siê, ¿e to te¿ nie takie proste
- korzysta bowiem z istniej±cego materia³u, tworzy np. muzykê wspó³czesn±,
ale na fortepianie - ju¿ instrument muzyczny wi±¿e go z przesz³o¶ci±, czy
chce - czy nie chce. Nawet gdy czemu¶ zaprzecza, mo¿e doj¶æ do tego, czemu
zaprzeczyli jego przodkowie. Sytuacja ta powtarza siê w kolejnych awangardach.
Po prostu cz³owiek, jak by nie chcia³ byæ rewolucjonist±, to w rzeczach
zwi±zanych ze sztuk±, z emocj±, z przyrod± - jest ograniczony.
Gdy dziecko rodzi siê
- jest natur±. Im dalej, tym bardziej wi±¿e siê z kultur±. W kulturach
tradycyjnych jest wiêksza harmonijno¶æ zwi±zków z przesz³o¶ci± ni¿ w nietradycyjnych,,
"nowotworowych" - choæ one te¿ s± w pewnym sensie tradycyjne.
Kultura tradycyjna jest
zwi±zana z systemowo¶ci±, z kosmosem ¿ycia, przyrody, czasu - reaguje na
zmiany bardzo powoli, stopniowo idzie za nimi. W kulturze nietradycyjnej
funkcjonuje rozdzielenie na elementy, ¿ycie ludzi przebiega w rozdzielonym
¶wiecie, np. specjalizacja , wy³±czna specjalizacja itp.
W kulturach tradycyjnych
te¿ jest specjalizacja - ludzie maj± po prostu ró¿ne zdolno¶ci, temperamenty,
ale niezale¿nie od specjalizacji ka¿dy jest cz³owiekiem synkretycznym,
w ca³o¶ci, mo¿e robiæ to i to. Nawet muzykant który gra wesela, sieje,
orze, rozumie. Jest czê¶ci± synkretycznej wspólnoty.
z Ihorem
Macijewskim
z Instytutu Historii
Sztuki w St. Petersburgu
romawia³ Janusz Prusinowski
(1995)
I. To, co by³o
Króla Heroda Prezentowanie.
Na prze³omie starego i
nowego roku kilkunastoosobowej grupie zapaleñców dane by³o prze¿yæ piêkny
czas kolêdowania w Beskidach. Na miejsce, to jest do osamotnionej w dolinie
miêdzy Izbami a Banic± chaty Agaty i Andrzeja Adamkiewiczów, przybyli¶my
27-go grudnia po po³udniu. Przywita³o nas ciep³o drewnianego domu. Po trudach
kilkugodzinnej podró¿y czeka³a nas mi³a niespodzianka gor±cy obiad (miêdzy
innymi przepyszny barszcz). Rozgo¶cili¶my siê na dobre, nie przejmuj±c siê
szarug± a niespodzianka
Nazajutrz, niebo obdarzy³o
nas ¶wie¿utk± dostaw± ¶niegu - okolica poja¶nia³a i wypiêknia³a. Dzieñ
zaczyna³ siê trochê sennie, jednak znale¼li siê osobnicy zdyscyplinowani,
chêtni o ¶witaniu ruszyæ na krótki rekonesans w góry. W po³udnie zaczêli¶my
przygotowania. Po ostatecznym uzgodnieniu kszta³tu naszego przedstawienia,
rozdaniu ról i kilkukrotnym przeæwiczeniu tekstów, ruszyli¶my do ludzi.
Pierwszy dom i pierwsze
prze¿ycia. Oprócz gospodarzy, spotkali¶my tam grupê m³odzie¿y i to nam
doda³o animuszu. Z ma³ymi potkniêciami, przy dr¿±cym p³omyku naftowej lampy,
sprezentowanie pierwszego Heroda mieli¶my za sob±. Efekt sceniczny by³
zadawalaj±cy i spe³ni³ nasze oczekiwania do worka Cyganki (Kasia D±bek) od
gospodarzy trafi³o ciasto i butelka przedniego wina... Zatem w nastêpnych
domach posz³o nam zdecydowanie ra¼ nasze
Ale gdybym szuka³ jedynie
zadowolenia w pe³nym worku Cyganki, sytych brzuchach i przep³ukanych gard³ach,
to ogo³oci³bym nasz pobyt ze szczególnego uroku. Kolejne dni stawa³y siê
wyj±tkowymi elementami naszej gry.
Wstêpem by³ ruch, który
zaczyna³ siê zazwyczaj po obiedzie, kiedy to z rozleniwienia pobudza³ nas
d¼wiêk akordeonu. Ten akordeon czarowa³ nas najmocniej przez ca³y czas,
wprowadzaj±c ukryty rytm. O¿ywiali¶my siê, a gdy w pewnym momencie pada³o
has³o - "PRÓBA!", zaczyna³o siê dziaæ. Przy osobliwym ¶wietle naftowych
lamp i ¶wiec nasze sylwetki nabiera³y innych wyrazów i kszta³tów. Przygotowywali¶my
stroje i rekwizyty. Na twarzach, pojawia³y siê makija¿e, podkre¶laj±c charakter
odgrywanych postaci. Ka¿dy nabiera³ nowych cech. Co chwila s³ychaæ by³o
¶miech rozbawienia czy okrzyk zdziwienia wywo³any charakteryzacj±. Wszyscy
zaczynali siê nerwowo krz±taæ i ruch w izbie narasta³. Robi³o siê gwarno
i t³oczno. Co jaki¶ czas kto¶ przebiega³ w pó³mroku, a to purpurowy Herod
szukaj±cy ber³a, a to znów Pastuszkowie z Cygankami w niekompletnych przyodziewkach...
W pewnym momencie wszyscy orientowali siê, ¿e to ju¿ czas CZAS NAJWY¯SZY!
Atmosfera dojrzewa³a i wysypywali¶my siê z cha³upy w ciemno¶æ czas
Teraz szli¶my, o¶wietleni
naftow± lamp± niesion± przez Anio³a. By³o magicznie. Wówczas ogarnia³a
mnie my¶l - czy nasze przedstawienie zaczyna siê z chwil± przekroczenia
progów kolejnych domu, czy progu naszej cha³upy... a mo¿e jeszcze wcze¶niej.
Grali¶my, bawi±c siê tym wspaniale, bawi±c gospodarzy, zw³aszcza dzieci
by³y pod du¿ym wra¿eniem tej grupy maszkar i przebierañców. Niejednokrotnie
obserwowa³y nas spod ko³der, schowane na swoich ³ó¿kach. Co¶ poruszali¶my...
Po kilkukrotnym odgrywaniu
tych samych ról w kolejnych domach, zamieniali¶my siê, by móc spojrzeæ
na t± sam± scenê z innego punktu. By³ te¿ czas na improwizacjê, czasem
daleko posuniêt±, w czym niez³omnie przodowa³ Hetman (Piotr Piszczatowski).
By³y te¿ i spotkania na drodze...
Podczas jednego z nich
Diabe³ (Kasia Do³êgowska) i Anio³ (Dorota Kolano), oddali siê dobrowolnie
w rêce WOP-istów w zamian za efektown±, choæ krótkotrwa³± przeja¿d¿kê s³u¿bowym,
¶nie¿nym skuterem.
Nie do wszystkich domów
nas wpuszczano, ale do przewa¿aj±cej wiêkszo¶ci tak. Trzeba tu zaznaczyæ go¶cinno¶æ
mieszkañców Izb i Banicy. Nie ka¿dy ma przecie¿ odwagê i serce wpuszczaæ
do swojej prywatno¶ci umalowanych cudaków, zagl±daj±cych natrêtnie do garnków,
piekarników i barków. Pozostawiali¶my po sobie trochê wody i b³ota,
natrzepanego z butów, trochê nieporz±dku, ale przede wszystkim to CO¦ - o
smaku teatru, albo inaczej - uroku spotkania z drugim cz³owiekiem na p³aszczy¼nie
wypowiedzianego, piêknego s³owa i muzyki z dodatkiem ekspresji ruchu i strojów.
Grali¶my emocjami dobr± grê, oczyszczaj±c± i tak. Trzeba
Za osobny i wyj±tkowy
rozdzia³ uznaæ muszê Sylwester, prze¿yty z muzyk± ¿yw± i - dziêki Bogu
bez pr±du. Wiele osób pojawi³o siê specjalnie na ten jeden wieczór, to te¿
w szczytowym momencie by³o nas, nie licz±c starców i dzieci, 45 g³ów. By³
i wspania³y pokaz sztucznych ogni, przygotowany przez naszych dzielnych ch³opców.
Pokaz przyniós³ wszystkim podwójn± uciechê, gdy¿ ustawiane z pietyzmem
rakiety uporczywie obiera³y ten sam kierunek lotu, co ewakuuj±ca siê w po¶piechu
obs³uga naziemna. Czê¶æ go¶ci zaczê³a siê rozje¿d¿aæ ju¿ nastêpnego
dnia, ale trzon ekipy kolêduj±cej nawiedza³ oko-liczne domostwa do 4-go
stycznia. To by³ doprawdy piêki Bogu
... Za kolêdê dziêkujemy,
zdrowia, szczê¶cia winszujemy, na ten Nowy Rok, na ten Nowy Rok!
Piotr Gierasiñski
-¦mieræ
Kilka s³ów od gospodyni
Izb, Agaty Adamkiewicz
Cha³upa znajduje siê na
terenie dawnej £emkowszczyzny Zachodniej w Beskidzie Niskim, ko³o Krynicy.
Wybudowana przez nich 3 lata temu jest konstrukcyjnie po³±czeniem dwóch
cha³up: polskiej z Pogórza i cha³upy ³emkowskiej. W Izbach, jak w wielu
innych wsiach na tym terenie w koñcu lat 40 tych ludno¶æ ³emkowsk± wysiedlono
niemal doszczêtnie. Obecnie w Izbach mieszkaj± trzy rodziny ³emkowskie,
reszta mieszkañców to polscy przesiedleñcy g³ównie z Pogórza (Tylicz) i
górale z Nowotarskiego. Do niektórych wsi wrócili £emkowie niemal w pe³ni
-w Bartnem (30 km od Izb) mieszkaj± tylko 3 rodziny polskie. Przesiedleñcza
ludno¶æ tych okolic nie ma ju¿ swoich korzeni ani tradycji. Przemieszawszy
siê na miejscu z ludno¶ci± z innych okolic straci³a swoj± to¿samo¶æ. Dlatego
te¿ kolêdowanie w tej okolicy jest do¶æ utrudnione. Kolêdnicy od Adamkiewiczów
kolêdowali w domach polskich, a tak¿e - pomimo ró¿nicy w kalendarzu ko¶cielnym
- w kilku domach ³emkowskich, ¶piewaj±c tam kolêdy ³emkowskie.
Ligawki
Jak co roku w pierwsz±
niedzielê adwentu odby³ siê konkurs ligawek. Dworek w Ciechanowcu doskonale
siê do tego nadawa³. Koncerty zorganizowane by³y na wolnym powietrzu. Brali
w nich udzia³ zarówno doro¶li (kobiety i mê¿czy¼ni) jak i dzieci. Ubrani
w ludowe stroje wytrombywali hejna³ krakowski albo utworzon± przez siebie
muzykê.
Ligawki to po prostu d³ugie
drewniane rury robione w³asnorêcznie w okolicznych wsiach. Czasami ligawki
przechodz± z ojca na syna i w ten sposób przechowuje siê tradycjê grania
w rodzinie. Szczególnie ciekawe jest granie maluszków. D¼wigaj±c ligawkê
z pomoc± rodziców wchodz± na balkon i zaczynaj± graæ. Do grania trzeba
mieæ mocne p³uca. Wiêc nie wszyscy mog± graæ na ligawkach.
Dworek, w którym odbywa³
siê konkurs, mie¶ci siê w centrum du¿ego skansenu w Ciechanowcu. Mo¿na
tam by³o kupiæ wyroby garncarskie oraz ró¿ne drewniane rzeczy. Kto chcia³by
zwiedziæ skansen mo¿e jechaæ kiedy chce, ale ten, kto chce wys³uchaæ koncertu
gry na ligawkach musi przyjechaæ do Ciechanowca w przysz³ym roku w pierwsz±
niedzielê adwentu.
Edyta Do³êgowska
(siostra Kasi D.)
jedna z najm³odszych
korespondentek Gazetki
II. To co jest
Bogojawlenie
19 stycznia ko¶ció³ prawos³awny
obchodzi ¶wiêto Objawienia Pañskiego upamiêtniaj±ce chrzest Jezusa Chrystusa
w Jordanie. W ¶wiêto to po¶wiêca siê wodê - w wigiliê - w cerkwi, a w samo
¶wiêto wierni wraz z ksiêdzem id± uroczyst± procesj± na Jordan, nad najbli¿sz±
rzekê czy staw. Tam w lodzie wyr±buje siê przerêbel (czêsto w kszta³cie
krzy¿a), aby ksi±dz dokona³ po¶wiêcenia wody poprzez zanurzenie w niej
gromnicy.
Na brzegu ustawia siê
Krzy¿ wyr±bany z lodu. Na Polesiu do niedawna mo¿na by³o spotkaæ siê za
zwyczajem oblewania Krzy¿a sokiem z buraków w miejscach ran Chrystusowych.
Woda Jordañska ma cudown±
moc, wiêc zaraz po po¶wiêceniu gospodarze prze¶cigaj± siê w nabieraniu
jej do dzbanków. Kto pierwszy - temu bêdzie siê wiod³o w gospodarstwie.
Szczególnie pasiecznicy razem z wod± staraj± siê tak¿e zaczerpn±æ krople
wosku z gromnicy w niej ugaszonej, w mniemaniu, ¿e temu, kto je z³apie,
pszczo³y w ci±gu roku wie¶æ siê bêd±.
Wodê t± trzyma siê w buteleczkach
przez ca³y rok - bêdzie s³u¿y³a jako lekarstwo w chorobie i przeciwdzia³a³a
czarom. Wiosn± pos³u¿y do skropienia byd³a przed pierwszym wypasem, a tak¿e
ziarna na zasiew i miejsca w stodole, gdzie bêd± le¿a³y zwiezione po ¿niwach
snopy zbo¿a.
Wigiliê Bogojawlenia w
okolicach Che³ma nazywaj± Szczodrie. Pó¼nym wieczorem tego dnia ch³opcy
obchodz± wie¶ ¶piewaj±c szczodriwki:
Zozuleñka sywa raba,
Wseñki ³uhy oblyta³a,
Tylko w jednom ne
buwa³a,
De cerkowcia stoja³a,
Szczodryj weczór,
¶wiatyj weczór!
W tej cerkowci, try
okonci,
W perszom okoneczku,
- jasne soneczko,
W druhom okoneczku
- jasnyj misiaczeñko,
W tretiom okoneczku,
- jasnyi zoroñky,
Szo zoroñky, to detoñky.
Sedyt gospodar w koneæ sto³Sedyt
Kole nieho, - ¿onka
joho,
kole neji, - ditky
jeji,
Szczodryj weczór,
¶wiatyj weczór!
Ruczky wznosyt, Boha
prosyt:
Rody Bo¿e ¿yto, pszenyciu,
I wseñkoju jarynyciu,
Szczodry weczór, ¶wiatyj
weczór.
z elektronicznej listy
dyskusyjnej "Muzykant"
Duch, geneza, bezpretensjonalno¶æ,
kreatywno¶æ - tematyka Muzykanta
Dozna³em wreszcie "ol¶nienia",
¿e -w du¿ym stopniu z mojej winy- wpadamy w ¶lepy zau³ek z doszukiwaniem
siê na si³ê ludowych czy etnicznych ¼róde³ jakiej¶ melodii [
] by wykazaæ
styczno¶æ szeroko pojmowanej muzyki folkowej z "kultywowaniem tradycji"
przez "Dom Tañca". Nie zmienia to mej opinii, ¿e nazywanie Go "skansenem
etnografów" jest absurdem i wypowiadaj± to osoby nie znaj±ce Jego praktyki.
Inna sprawa, ¿e bardzo ¼le siê sta³o, ¿e Dom Tañca nie przyj±³ zaproszenia
do udzia³u w konferencji, choæby po to, by siê ponownie "odci±æ od wyobcowuj±cej
terminologii". Jak rozumiem, nastêpne "obce" terminy do odrzucenia, to
np. folklor, kultura, muzyka i (o ile nie pochodzi
od "obracaæ"?} oberek.
Jakkolwiek np. z czasem
z nie opartych o uwa¿n± lekturê przedpiszców, nie do¶æ przemy¶lanych, napuszonych
lub w pewnych miejscach nawet aroganckich wobec muzycznych "innowierców"
listów Antoniego Beksiaka mo¿na [
] wysnuæ taki wniosek: odcinanie siê,
rozdzielanie podej¶æ Domu Tañca i np. "Orkiestry pw. ¶w. Miko³aja" uwa¿am
za nieporozumienie i os³abianie dzia³añ wobec wspólnych zagro¿eñ. Natomiast
przez wykazywanie tej jedno¶ci, poprzez "prze¶wietlanie" przez "mêdrca
szkie³ko i oko" genezy danej melodii itp. tracimy to, co najwa¿niejsze
- ducha danej muzyki, elementu twórczego, jaki daje kontakt z ni±. Nie
zmienia to w niczym mojej opinii, ¿e w³a¶nie tekstom piosenek ludowych,
powstaj±cym spontanicznie w ¶wiecie "przed-masowym" przypisujê najwiêksz±
bezpretensjonalno¶æ, swego rodzaju witalno¶æ, ¿ywo¶æ, której podobnie
jak ja, zazdro¶ci³y Im np. inne "zdegenerowane mieszczuchy" , tyle ze w
czasach "M³odej Polski".
Archaicznym, nieprzemieszanym
bezmy¶lnie melodiom, "¼ród³om wszelkiej muzyki" [
] przypisujê najwiêksze
bogactwo, urozmaicenie, element twórczy. Tak¿e kontaktom z instrumentami
akustycznymi, gdzie granica miêdzy cielesno¶ci± graj±cego, a np. pud³em
rezonansowym siê zaciera, a ich opanowanie wymaga kunsztu, zaanga¿owania,
czucia Ich ca³ym cia³em, ci±g³ego odkrywania ich nowych mo¿liwo¶ci i doskonalenia
techniki gry, a nie z "bezdusznymi, odseparowanymi samograjami", przypisujê
najwiêksz± warto¶æ i, znowu, czynnik rozwijaj±cy osobowo¶æ, wa¿ny w ¿yciu,
daj±cy co¶ z samorealizacji. Wreszcie brzmienia wyros³ych z przyrody instrumentów
akustycznych uwa¿am za najbardziej pobudzaj±ce i regeneruj±ce ludzk± wra¿liwo¶æ.
Sprawa podstawow± s± motywacje
psychologiczne siêgania do tej muzyki. Jako skrajne, ale zarazem nie wykluczaj±ce
siê "typy idealne" wymieni³em [
] "ratowanie to¿samo¶ci przed [...] zalewem
plytkiej, uniformizuj±cej globalnej kultury masowej i narzucanej przez
ni± to¿samo¶ci, wykorzenieniem oraz zmêczenie wszechobecno¶ci±, nachalno¶ci±,
p³ytko¶ci±, pretensjonalno¶ci±, ujednoliceniem, jako równaniem w dó³.
Co innego jedno¶æ ducha w bogactwie ró¿norodno¶ci, a co innego ha³a¶liwo¶æ
(dos³ownie i w przeno¶ni), oderwanie od Przyrody i Jej mistyki, od Natury
- jak± niesie i narzuca wspó³czesna cywilizacja, jej muzyka i instytucje
polityczne i spo³eczne".
To pierwsze podej¶cie
- "muzyka s³uszna, bo w³asna" - - w skrajnej postaci, je¶li w dodatku nie
wynika z bezpo¶redniego przekazu, lecz ideologicznego szukania to¿samo¶ci,
czêsto poprzez de facto "strojenie siê w cudze piórka" i bez indywidualnego
prze¿ywania muzyki, bez czucia jej "poza ideologi±" prowadziæ mo¿e do wynaturzeñ,
segregacji na "swoje" i "obce" typu wojna w by³ej Jugos³awii.
Za¶ drugie podej¶cie nie
rozwi±zuje problemu psychologicznej potrzeby "zakorzenienia", "metafizycznej
'ci±g³o¶ci'" danego cz³owieka i w skrajnej postaci, totalnego, niekontrolowanego
przez "odbiorcê" przemieszania elementów ró¿nych kultur, co mo¿e siê obróciæ
w swoje przeciwieñstwo - kolejny zhomogenizowany "produkt" negowanej komercyjnej,
bezdusznej kultury masowej, kolejne narzêdzie "kontroli" cz³owieka przez
wspieraj±cy siê ni± system spo³eczny i polityczny, zaprzeczenie poszukiwanej
lub bronionej wra¿liwo¶ci i to¿samo¶ci. Pojêcia "New Age" i "Postmodernizm"
nie maj± tutaj dla mnie w ¿adnym wypadku, odwrotnie ni¿ dla Antoniego Beksiaka,
zabarwienia pejoratywnego. Oba te podej¶cia w wersji "nie-przejaskrawionej",
"pozytywnej" zak³adaj± podstawow± potrzebê indywidualnej autentyczno¶ci
cz³owieka. [
]
Z wymienionych "typów
idealnych" rozumiem pierwsze podej¶cie, ale jednak bli¿sza mi, "bezpieczniejsza"
wydaje siê "motywacja" druga i w tê stronê wola³bym "ci±gn±æ" Muzykanta,
oczywi¶cie z zachowaniem wszystkiego, co powy¿ej napisa³em o melodiach,
tekstach etc. [
]
Karol "Karol"
Ejgenberg -
fragment listu z 13 I
98
To, co
bêdzie
Za dwa tygodnie w Domu
Tañca zagra kujawska kapela spod Kowala. Przyjad± tak¿e na zaproszenie
Agaty Adamkiewicz mali kolêdnicy z Czarni (Kurpie Zielone) - zagraj± i
przedstawi± swoje kolêdowanie kurpiowskie. Agata by³a na pocz±tku stycznia
w Ostro³êce na przegl±dzie zespo³ów kolêdniczych wraz z grup± dzieci z
klubu "Ku¼nia". Przedstawi³y tam "Herody" wziête od pani Leokadii Komornik
z Podborcza (lubelskie). W Ostro³êce wystêpowa³y kilka dzieciêcych zespo³ów
kolêdniczych z Kurpiów Zielonych i jeden z nich w³a¶nie w Domu Tañca ma
siê pojawiæ.
Zespó³ WERCHOWYNA
zaprasza na koncert kolêd i pie¶ni ukraiñskich
i ³emkowskich
w poniedzia³ek 26 stycznia 1998 r.
o godz. 19:00
Aula G³ówna Politechniki Warszawskiej
|
Gazetka "Korzenie"
wydawana przez Stowarzyszenie "Dom Tañca"
e-mail: domtanca@domtanca.art.pl
ISSN 1505-0483
Redaktor naczelny: Katarzyna Andrzejowska
pomoc ¼ród³owa: Katarzyna
D±bek, logo gazetki: Waldemar Umiastowski |