Gazetka 29, czwartek 31 pa¼dziernika 1996
(3516 s³ów w tym tek¶cie) (3743 ods³on)
Gazetka Domu Tañca z
Korzeniami
C
|
z
|
ê
|
¶
|
æ
|
|
p
|
i
|
e
|
r
|
w
|
s
|
z
|
a
|
I. Wprowadzenie
Gazetka dzisiejsza przybra³a
podwójne rozmiary za spraw± ogromnego poruszenia po¶ród nas p³yt± i akcj±
promocyjn± w mediach Grzegorza Ciechowskiego. Starali¶my siê zamie¶ciæ
równowazn± ilo¶c wypowiedzi za i przeciw. I oczywi¶cie zapraszamy do wypowiedzenia
swojego zdania na ten temat. Zosta³o tak¿e odkryte bogate ¼ród³o wywiadów
przeprowadzonych przez naszych znajomych (g³ównie etnografów) na wschodnich
terenach Polski i Bia³orusi. Ca³o¶æ z gazetk± tworz± tak¿e teksty pie¶ni,
których uczyæ siê bêdziemy na wspólnych spotkaniach.
II.
Dzi¶, jutro, pojutrze ...
-
Dzisiaj spotkanie z muzyk± Kapeli Domu Tañca
i ze ¶piewem mam nadziejê wszystkich przyby³ych na ulicê Jezuick±. Teksty
pie¶ni, których zamierzamy nauczyæ siê ¶piewaæ, podane s± na ostatnich
stronach dzisiejszej gazetki.
-
Za tydzieñ, 7 ju¿ dnia listopada zawita do
Domu Tañca kapela Stanis³awa Góry i Gzika z Krzemienia ko³o Janowa Lubelskiego.
-
Prawdopodobnie w ka¿dy pi±tek odbywaæ siê
zaczn± spotkania dziewczêce wype³nione ¶piewem (i darciem pierza). Wskazówek
co do ¶piewania bêdzie udziela³a Agata Harz. Go¶ciny udzieli pewien strych,
znajduj±cy siê nieopodal Starego Miata. Zainteresowane prosimy o porozumienie
siê z Kasi± Le¿eñsk± lub z Kasi± Andrzejowsk±.
-
W radiowym Muzycznym Atlasie Polski (program
2 godz. 12.40) w przysz³ym tygodniu w poniedzia³ek Zbigniew Butryn - muzyk
i lutnik (rekontruktor suki bi³gorajskiej), Tomasz Kotkowiak - ko¿larz
ze Zb±szynka (¶roda), Wojewódzki Dom Kultury w Lublinie - laureat Nagrody
Kolberga (¶roda).
-
W Narodowej Filharmonii 7 listopada pani docent
Gra¿yna D±browska organizuje ju¿ 11 koncert z cyklu "Pie¶ñ ojczystej ziemi"
pod tytu³em "Karpacka epopeja". Maj± wyst±piæ Górale Czadeccy z ¯agania,
Górale "Czarni" Nadpopradcy z Piwnicznej, Górale z Beskidu ¦l±skiego (Jaworzynka
i Istebna) oraz Górale ¯ywieccy z ¯abnicy.
Spotkania
Domu Tañca
w czwartki od godz. 1800 do 2130
w Warszawie, na Starym Mie¶cie przy ulicy
Jezuickiej 4
w Sto³ecznym Centrum Edukacji Kulturalnej.
motto: Prawdziwa
cnota krytyk siê nie boi
I. Grzegorz z Ciechowa - punkt widzenia
Dyskusja, jaka rozpoczê³a
siê ostatnio na polu polskiego folkloru, jest z grubsza rzecz bior±c konfrontacj±
dwóch si³, które bywaj± nazywane "wspó³czesn±" za¶ "konserwatywn±" przez
przedstawicieli pierwszej z nich. Nurt pierwszy jest tworem zachodnioeuropejskiego
i amerykañskiego kosmopolityzmu oraz skrajnego pluralizmu. £±czy siê on
ze sformu³owaniem "muzyka ¶wiata" (czy te¿ "muzyka ¶wiatowa" - z ang. "world
music"). Muzyka ¶wiata sk³ada
siê z dwóch elementów: po pierwsze muzyki wszelkich kontynentów, narodów
i regionów "globalnej wioski" traktowanej jako materia³ d¼wiêkowy; po drugie
za¶ hiper-romantycznego wyniesienia twórcy "world music" na stanowisko
genialnego demiurga, którego akt twórczy przynosi zupe³nie now±, wy¿sz±
jako¶æ. Warto tu zauwa¿yæ, ¿e ten model twórcy, jakkolwiek zwi±zany z pozycj±
kompozytora w ¶wiecie muzyki powa¿nej, jest g³ównie wynikiem kszta³tu prawa
autorskiego, zgodnie z którym wykonawca utworu otrzymuje drobny u³amek
dochodu jego autora. St±d zalew twórczo¶ci
kompozytorskiej. Wspomnijmy dwie ¼ród³owe wypowiedzi muzyków jazzowych:
"Widzê zwi±zki miêdzy tymi wszystkimi rodzajami muzyki. Muzyka na ca³ym
¶wiecie jest wzajemnie powi±zana (...). Widzê muzykê totaln± (...)." (McCoy
Tyner), oraz: "Powoli zaczynamy pojmowaæ,
¿e co¶ takiego rzeczywi¶cie istnieje, ¿e mo¿esz to graæ: ¶wiatowa muzyka
(...). Dzi¶ mo¿emy s³uchaæ muzyki ca³ego ¶wiata, (...) ca³a ta muzyka stoi
teraz do naszej dyspozycji (...)." (Roswell Bud, puzonista free-jazzowy).
Nurt opozycyjny charakteryzuje
siê odmiennym zupe³nie traktowaniem muzyki ludowej; nie jest ona bowiem
dla jego reprezentantów interesuj±cym materia³em muzycznym, a raczej swoist±
metod± osi±gania doznañ (nazwijmy je - artystycznych) i wzorcem my¶lenia
o miejscu i sposobie zaistnienia muzyki
w ¿yciu cz³owieka. Wobec tego drugi nurt traktuje zakorzenienie w pewnej
tradycji muzycznej (która jest czê¶ci± spójnej i wyra¼nie odrêbnej od innych
tradycji kulturalnej) jako nieodzowny warunek osi±gniêcia muzycznej dojrza³o¶ci
wykonawcy. Innymi s³owy, ka¿dy obrzêd szamañski czy te¿ transowy potrzebuje
dope³nienia pewnego rytua³u, który wprawia uczestników w po¿±dany stan;
za¶ jazz czy blues o tyle "krêci" s³uchaczy, o ile jest w nim "swing" czy
"spirit". Wykonawca maj±c oparcie w
tradycji - w tym, ¿e gra odpowiednio, co jest odczuwane przez s³uchaczy
jako "pod nogê" czy mo¿e "weselnie", dodaje do muzyki z kolei cz±stkê siebie,
swoich cech indywidualnych, swoich czasów, sytuacyj w jakich swe ¿ycie
prze¿ywa. W ten sposób muzyka nie umiera,
zmienia siê, a jednocze¶nie zachowuje ów kamieñ filozoficzny - kamieñ m±dro¶ci,
który pozwala jej oddzia³ywaæ z odwieczn± moc±.
"Konserwaty¶ci" zarzucaj±
"wspó³czesnym", ¿e traktuj± oni muzykê tradycyjn± instrumentalnie, widz±
w niej tylko interesuj±ce barwy, struktury, melodie, rytmy, wspó³czesny
d¼wiêkowy ¶mietnik, nie rozumiej±c jej oddzia³ywania i znaczenia dla ludzi,
którzy j± tworzyli i kultywowali; ¿e bior± siê za tê muzykê z pozycji abnegatów
uwa¿aj±c, ¿e mog± j± graæ w ogóle jej nie poznawszy
i nie "poczuwszy" (czy to jest do pomy¶lenia w jazzie? - "You must have
the spirit, man!"); wreszcie ¿e deprecjonuj± jej samoistn±, skoñczon± warto¶æ,
patrz±c z pozycji cywilizowanych, o¶wieconych "muzyków" (w przeciwieñstwie
do wiejskich "muzykantów").
"Wspó³cze¶ni" za¶ ripostuj±,
¿e "konserwatywni" uciekaj± od dnia dzisiejszego, nie godz± siê na tera¼niejsze
funkcjonowanie muzyki (w radiu, w telewizji, na kasecie, w supermakecie,
na poczcie, w sklepie, na przystanku...) - krótko mówi±c, ¿e obrazili siê
na ca³y ¶wiat.
Spór ten jest moim zdaniem
sporem o sacrum. Specyficzne sacrum muzyki ludowej jest bowiem takie, ¿e
ofiarowuje bardzo du¿o, ale te¿ trzeba - by go do¶wiadczyæ - co nieco mu
oddaæ. Poznanie tej muzyki, zgodzenie siê na jej prawdy, to dla wspó³czesnego
cz³owieka proces ¿mudny i wymagaj±cy wewnêtrznych wyrzeczeñ; i nijak nie
pasuj±cy do dzisiejszych modeli promocji czy popularyzacji muzyki. Przecie¿
nie o sacrum w nich chodzi, tylko o blichtr raczej, powierzchown±
atrakcyjno¶æ, emocje p³ytkie... ale szybkie.
Przejd¼my do p³yty "Grzegorza
z Ciechowa", tj. Grzegorza Ciechowskiego. W wypowiedzi cytowanej w prasie
malarz i folklorysta Andrzej Bieñkowski mówi o pani Koprzkowej - ¶piewaczce:
"Anna zmar³a w maju tego roku. Mia³a 92 lata. By³a dla mnie jak przyszywana
babcia. Przed wojn± ¿aden obrzêd w okolicy nie móg³ odbyæ siê bez jej udzia³u.
Ludzie traktowali j± jak ¿ywy depozyt XIX-wiecznej tradycji. Ciechowski
bez niczyjej wiedzy i zgody wykorzysta³ g³os Koprkowej, naruszaj±c jej
dobra osobiste." Nie s±dzê, ¿eby sprawa
by³a rozwi±zywalna na drodze prawnej na korzy¶æ ¶piewaczki, czy ¶piewaczek
i muzykantów w ogóle, ewentualnie ich spadkobierców. Nagrania prowadzone
przez pañstwowe instytucje od czasu drugiej wojny s± w zakresie praw autorskich
do¶æ
humorystyczne w stosunku do ludzi, którzy o istnieniu takiego prawa (i
jego niezgodno¶ci z przyjêtymi w¶ród nich obyczajami) nie maj± zielonego
pojêcia. Problem skupia siê zatem raczej na etycznym aspekcie potraktowania
nagrañ i zwi±zanej z nimi kulturowej
otoczki. Bo w rzeczywisto¶ci takie jak u Ciechowskiego zu¿ytkowanie tej
muzyki to siarczysty policzek wymierzony tym starodawnym ludziom przez
m³odego "miastowego". Z punktu widzenia, rzecz jasna, kultury tradycyjnej,
zawieraj±cej w sobie nie tylko elementy
rubaszne czy ob³apiankowe, co chêtnie siê podkre¶la, ale tak¿e warstwê
niezwykle g³êbok±, powa¿n± i pe³n± ¶wiêto¶ci. O ogromnej mocy i wadze.
Czy rzeczywi¶cie Klejnas opowiada³ o diable ot tak, dla ¶miechu? Zbyt ³atwo,
zdaje siê, przeoczyæ to pytanie. Czy
Grzegorz Ciechowski by³by zadowolony gdyby dwie s³ynne p³yty Republiki
ukaza³y siê na rynku i by³y szerokiej publiczno¶ci znane tylko w wykonaniu
zespo³u disco-polo? Czy uwa¿a³by to za popularyzacjê swojej muzyki? Wreszcie:
czy doczekamy siê opublikowania przez
kogo¶ niez³ego numeru rapowego (vide Nag³y Atak Spawacza) zaczynaj±cego
siê od s³ów "Ojcze nasz, który¶ k... jest w niebie..."?
Chcia³bym jeszcze odeprzeæ
ripostê folkowych neofitów czêstokroæ mówi±cych: ale my jeste¶my akceptowani
na wsi, ludzie s± zachwyceni tym co robimy, muzykanci ciesz± siê ze wspó³pracy
z nami. Owszem, ciesz± siê; ale gdy nabierze siê nieco do¶wiadczenia, jak
na d³oni widaæ jak wielka tragedia sta³a siê udzia³em tych ludzi w skutek
inwazji na wie¶ muzyki zachodniej. Arty¶ci
w pe³ni si³ ciesz±cy siê akceptacj± i uwielbieniem spo³eczno¶ci wiejskiej
(dodajmy, ¿e zawsze proporcjonalnym do swych umiejêtno¶ci w muzycznych
czarach, muzykanckiej alchemii) w ci±gu kilku, kilkunastu lat zostali zepchniêci
na spo³eczny margines, gdy nie chcieli
siê przystosowaæ do obcych zupe³nie, nowoczesnych "wygibasów", w których
nie mogli pokazaæ swego starodawnego kunsztu w ogrywaniu czy prze¶piewywaniu.
W ich sercach jest wiele goryczy, poczucia krzywdy i niedocenienia, które
czêsto chc± zrekompensowaæ sobie wystêpem
w telewizji. A w istocie teskni± do czasów, gdy mo¿na by³o powiedzieæ o
publiczno¶ci weselnej: "Panie, jak óni siê [na muzyce]
znali!"
Tymczasem zajmijmy siê jeszcze
innym aspektem kompozycji Grzegorza Ciechowskiego. P³yta jest oparta na
pomy¶le dopisania akompaniamentu do g³osów ¶piewaków tradycyjnych. Jest
to akompaniament opieraj±cy siê w du¿ym stopniu na jednym z najbardziej
charakterystycznych osi±gniêæ zachodniej muzyki pop, tj. rytmie tanecznym,
u¿ywanym w gatunkach rap, acid, house,
a genetycznie zwi±zanym z amerykañsk± czarn± muzyk± funky i soul. Idiom
ten jest niezwykle ciekawy w utworach wielu swoich przedstawicieli. Jest
on jednocze¶nie zwyk³± klisz± u¿ywan± przy wszelkiego rodzaju world-beatowych
i miêdzykulturowych mieszankach. We
wspomnianym artykule Jan Pospieszalski mówi: "Gdyby zamiast g³osów Koprkowej
czy Malcowej wstawiæ tam 'piardy z halabardy' czy co¶ innego, ta muzyka
nic by nie zyska³a i nic nie straci³a. Zamiast emocji mamy powierzchowno¶æ."
To charakterystyczne dla tego gatunku,
ale ja doda³bym co¶ jeszcze: cytaty z nagrañ muzyki wiejskiej s± jedyn±
warto¶ciow± warstw± tej muzyki. Akompaniament jest trywialny. Prócz rzeczy
zapo¿yczonych wstawki autorskie nie grzesz± inwencj± i zgrabno¶ci±. Doprawdy
rzadkie s± chwile, gdy s³uchacz ma
wra¿enie, ¿e co¶ siê ciekawego dzieje, znacznie czê¶ciej przypomina siê
estetyka opracowañ zespo³ów pie¶ni i tañca. Wy³ania siê w zwi±zku z tym
nastêpuj±cy wniosek. Na podstawie owych dwóch pierwszych p³yt Republiki
domy¶lam siê, ¿e Grzegorza Ciechowskiego
staæ na wiêcej w dziedzinie, któr± siê zajmuje. Jest zatem "Oj DADAna"
p³yt± skonstruowan± byle jak, na bazie chwytliwego finansowo pomys³u. Chwytliwego,
bo Polacy z³apani we w³asne sid³a okcydentalizmu i nienawi¶ci do swojskiej
prza¶no¶ci i za¶ciankowo¶ci (g³ównie
dziêki epokowej roli w³adz PRL), w g³êbi duszy têskni± do czego¶ w³asnego
- lecz wstydz± siê do tego przyznaæ. Koniec koñców, chêtnie kupi± "Oj DADAnê",
o co w³a¶nie - zdaje siê - autorowi chodzi³o. I w ten prosty sposób nie
ma MUZYKI, jest za¶ PRYWATA.
Antoni Beksiak
II. Cytat od redakcji
" Negatywny stosunek [etnomuzykologów]
do zmiany muzycznej stanowi³ konsekwencjê czterech, po¶rednio b±d¼ bezpo¶rednio
przyjmowanych za³o¿eñ:
-
Istniej± tradycje czyste, autentyczne,
które mo¿na odró¿niæ od nieautentycznych;
-
Autentyczna tredycja jest niezmienna,
a jej przeciwieñstwem jest nowoczesno¶æ;
-
Wszelka zmiana tradycji iest
wynikiem niszcz±cego oddzia³ywania cywilizacji zachodniej [...];
-
Muzyka, która odzwierciedla
niekorzystne zjawiska w kulturze, jest niemoralna podobnie jak ca³e dzia³ania,
które doprowadzi³y do ich powstania.
Powy¿sze stwierdzenia zosta³y
poddane w w±tpliwo¶æ przez wielu badaczy, którzy zakwestionowali najpierw
powszechne u etnomuzykologów wyobra¿enie o pierwotnej czysto¶ci i autentyzmie
jakiejkolwiek tradycji kulturowej.
Za³o¿enie, ¿e istniej± tradycje
czyste, nienaruszone, które mo¿na przeciwstawiæ tradycjom mieszanym, zepsutym,
zmienionym prowadzi wprost do zanegowania ca³ej muzyki, jaka by³a, jest
i bêdzie. [...]
Konflikt i zmiana s± istot±
rzeczywisto¶ci, stanowi±c wa¿ny czynnik adaptacji systemów spo³eczno-kulturowych
do ¶rodowiska. Niezmienne, schematyczne odtwarzane dziedzictwo kulturowe
jest martwe, a tym samym bezu¿yteczne dla cz³owieka."
III. Co mnie boli...
...gdy
s³ucham p³yty Grzegorza Ciechowskiego "Oj DADAna"? Dlaczego wszystko mi
z r±k leci gdy g³os Anny Malec ¶piewa "to jest ca³kiem nowa i nieznana
p³yta"?
Dopóki
mieszano (miksowano) ¿ywych z ¿ywymi (np. Górali z jazzmanami lub Jamajczykami)
mo¿na by³o mieæ swoje zdanie o muzycznych efektach takich koktajli, ale
od strony etycznej sprawa by³a w porz±dku: muzycy s± wolnymi lud¼mi, graj±
co chc± i z kim chc±, a do tego maj± swój rozum. Na p³ycie "Oj DADAna"
rzecz ma siê inaczej: oto ZA POMOC¥ MASZYN ZMIKSOWANO UMAR£YCH Z ¯YWYMI.
Potocznie miksowanie kojarzy siê z mikserem kuchennym do bicia piany i
w tym wypadku jest to skojarzenie w³a¶ciwe. G³osy Anny Malec, Anny Koperkowej,
Stanis³awa Klejnasa - których podziwiam
takimi, jakimi byli - w kontek¶cie elektronicznych buldo¿erów , wykrzywiaj±cych
im twarze przywodzi mi przed oczy obraz grobu rozrywanego za pomoc± koparki.
Obraz potworny, ale tak w³a¶nie to czujê.
Grzegorz
Ciechowski potraktowa³ nie¿yj±cych ju¿ ludzi jak przedmioty u¿ytkowe. By³y
mu potrzebne brzmienia g³osów i motywy melodyczne by jego p³yta by³a "ca³kiem
nowa" - wyj±³ wiêc z archiwów to co mu pasowa³o, w studio zrobi³ swoje
i hajda w ¶wiat: na podbój polskich mediów i dyskotek. Skali promocji
mo¿na rzeczywi¶cie pogratulowaæ.
A osoby,
których g³osy wykorzysta³? Czy zastanowi³ siê, kim byli, sk±d bra³a siê
przejmuj±ca intensywno¶æ ich muzyki, jakie by³o ich ¿ycie, jaki by³ ich
¶wiat ? S± to dla G.C. niepotrzebne pytania, a odpowied¼ na nie wymaga
wyjazdów na wie¶, pokory wobec tradycji, poszukiwania osób i duchów, po¶wiêcenia
kilku lat - w sumie du¿ej straty czasu . Pieniêdzy na tym siê nie zarobi,
wrêcz przeciwnie. A przecie¿ now± p³ytê mo¿na zgraæ przez parê miesiêcy.
Grzegorz Ciechowski pokazuje
jak szybko i skutecznie wykorzystaæ warto¶ci Polskiej Muzyki Ludowej. Przede
wszystkim Nie¿yj±cych ³atwiej jest wykorzystaæ ni¿ ¿yj±cych - nie trzeba
z nimi rozmawiaæ, przekonywaæ, przyja¼niæ siê czy chocia¿by p³aciæ - z
tego punktu widzenia idzie ku lepszemu,
bo z roku na rok muzykantów i ¶piewaków na Tym ¦wiecie jest coraz mniej,
po kolei przenosz± siê na Tamten ¦wiat, nie s± ju¿ wiêc gro¼ni (przynajmniej
dla racjonalisty). Po drugie aran¿acja powinna byæ lekka, ³atwa i przyjemna.
Po trzecie "reklama d¼wigni± handlu".
To, co
napisa³em jest wynikiem logicznego my¶lenia - na podstawie dzie³a wnioskujê
o twórcy. P³yta "Oj DADAna" prezentuje ca³kowity brak szacunku wobec osób
i pamiêci o nich i daje przyk³ad instrumentalnego wykorzystania ich dóbr
osobistych do celów komercyjnych.
Jako
¿e s± to dla mnie osoby wa¿ne i zarazem zbli¿a siê ¦wiêto Zmar³ych - gdy
tych którzy odeszli wspomina siê z mi³o¶ci±, postaram siê sam dla siebie
zapomnieæ, ¿e kiedykolwiek zosta³a nagrana p³yta "Oj DADAna".
Janusz Prusinowski
IV. B³±dz±cych s³ów
kilka
Januszowi
Prusinowskiemu wokó³ p³yty Ciechowskiego od jednego z profanatorów muzyki
ludowej
Gdy przeczyta³am twój tekst, poczu³am siê czemu¶ winna. Zupe³nie jakbym
przez parê dobrych lat wykrada³a twój pamiêtnik, czyta³a go z pasj± a potem
najintymniejsze jego fragmenty publikowa³a, powiedzmy, w "Skandalach".
Bo przecie¿ i ja od d³u¿szego czasu - powiesz - wykradam
ludowe kawa³ki i robiê z nich jaki¶ tam u¿ytek. Wyrzuty sumienia - czy
s³usznie? Przyznam siê, ¿e nie wiem co my¶leæ.
Z jednej strony starasz siê ocuciæ to Piêkno, które nie¶li i nios±
ze sob± wiejscy ¶piewacy i muzykanci, przekonujesz mnie mimo woli, ¿e jest
ono nadal ¿ywe i ¿e warto po¶wiêciæ mu uwagê.
Z drugiej za¶ strony umieszczasz to Piêkno w formalinie,
jakby¶ siê obawia³, ¿e przy najmniejszym podmuchu rozpadnie siê ono w py³.
Wstawiasz pani± Malcow±, Klejnasa i ich muzykê do muzealnej gabloty, a
tym samym sugerujesz, i¿ to wszystko martwe!
Nie do¶æ na tym. Pozwalasz mi siê tym obiektem muzealnym jedynie
zaaachwycaæ
- najlepiej z dalszej odleg³o¶ci, za¶ jak±kolwiek próbê
wyjêcia go z gabloty i przymierzenia, czy mi z nim dobrze, traktujesz pewnie
jak profanacjê grobu, a mo¿e nawet bezczeszczenie zw³ok...
Rozumiem Twoje
przywi±zanie i szacunek dla wiejskich ¶piewaków i muzykantów. Wierz mi,
¿e i ja ich pokocha³am, choæ - w przeciwieñstwie do Ciebie - nigdy siê
z nimi nie spotka³am. Znam tylko ich g³osy, melodie wywijane na skrzypcach.
S±dzê jednak, ¿e nie w porz±dku jest traktowanie tych ludzi przez kogokolwiek
jak prywatn± w³asno¶æ. Czy nie widzisz, ¿e w ten sposób stawiasz ich na
równi z zabytkow± szaf±, modelowan± mosiê¿n± klamk±, archeologicznym znaleziskiem,
a choæby i z drewnianymi figurkami ¶wiêtych - ale przecie¿ z przedmiotami!
A tak do rzeczy. Us³yszawszy Malcow± w kawa³ku Ciechowskiego szczerze
siê wzruszy³am, rozkrêci³am radio na ca³y regulator i z dum± przekonywa³am
rodzinê: - Patrzcie, melodiami, w które ja od pewnego czasu ws³uchujê siê
kilka razy dziennie zainteresowa³ siê kto¶ jeszcze. A co istotne - kto¶
spoza jak¿e w±skiego grona wielbicieli polskiej muzyki ludowej, teoretyków
i praktyków, muzykologów, etnografów, ch³opomanów i innych dziwaków, którzy
siê spotykaj± w Domu Tañca.
Agata Adamkiewicz
(w Domu Tañca bywam co tydzieñ,
wiêc pewnie ja te¿ z tych dziwaków)
I. Zaduszki.
"W wigilij± dnia zadusznego
ka¿da gospodyni domu piecze piérogi, bu³ki pszenne, a ubo¿sze piek± placki,
które wieczorem ³ami±, rozdaj± domownikom do jedzenia, poprzedzaj±c to
na zawo³anie gospodarza, pacierzem za dusze zmar³ych. Po spo¿yciu tych
pokarmów skrzêtnie zbieraj± szcz±tki i chowaj± je wraz z zostawionemi bochenkami
dla dziadów (¿ebraczych) i ró¿nych ubogich; którym nazajutrz albo chodz±cym
po wsi, albo siedz±cym pod ko¶cio³em,
jako upominek za zmar³ych oddaj±.
Wnosz± oni, ¿e nastêpnéj
nocy, to jest pomiêdzy wilij± a dniem zadusznym, dusze w czy¶æcu bêd±ce
i ratunku potrzebuj±ce, patrz± na ich serca, na chêæ modlitwy i na ofiary,
-- i ¿e wtenczas maj± (one) wolno¶æ wychodzenia i bawienia przez czas niejaki
w tych progach, w których przebywa³y za ¿ycia".
II. Kurpie
"W Zaduszki Kurp ka¿dy upiek³szy
chleba z æwierci ¿yta, zabiera go wraz z par± garncami kaszy jaglanej i
gryczanej, oraz kilka funtów miêsa zwykle wieprzowego ugotowanego, kilka
funtów okrasy (s³oniny) pokrajanej w ma³e kawa³ki, - wiezie to na cmentarz
i rozdaje ubogim. Dziady ¶piewaj± wówczas znan± pie¶ñ o £azarzu, Kurpie
klêkaj± na grobach (niekiedy z p³aczem),
modl± siê, daj± ksiêdzu na zaduski (wypominki) i w ko¶ció³ku lub kaplicy
na cmentarzu s³uchaj± nabo¿eñstwa."
III. Kieleckie
"W dzieñ zaduszny lud id±c
na nabo¿eñstwo do ko¶cio³a, znosi placki lub chleb w wigilij± pomienionego
dnia upieczony; z tych bochenków tyle kromek kraje, ilu z jego familii
umar³o cz³onków. Nastêpnie, za wymie-nione (przez ksiêdza imiona) ka¿dego
zmar³ego ze swej rodziny, daje kromkê dziadowi lub babce (¿ebraczej) itak
po kolei przechodzi (obdarza) wszystkich
ubogich, dopok±d staje mu kromek. Zwyczaj te, o ile wiadomo, z ca³ej gubernii
tutejszej jedynie praktykuje siê w stronach kieleckich."
IV. Warto¶ciowanie grobów
"Miejsce, na którym pochowano
zw³oki zmar³ego, skupia si³y magiczno-religijne i staje siê najczê¶ciej
nienaruszalne. Znamy, co prawda, grupy religijne, które nie przywi±zuj±
wagi do grobów [...] ale w ogromnej wiêkszo¶ci wypadków pogrzeb jest ceremoni±
religijn± i grób staje siê miejscem wyró¿nionym, które winno byæ chronione,
nietykalne i staje siê czasem miejscem
kultu."
V. Przez was zebrane
"Ja my¶lê, ¿e jedno niebo
mo¿e byæ dla wszystkich. Tam siê wszyscy spotkaj± na dolinie Jozafata.
Ale mnie to ciekawi, jak Bóg rozporz±dzi, ¿eby te spróchnia³e ko¶ci zlepiæ?
Bo musi powstaæ cz³owiek na s±d w ciele swoim , w jakim by³. [...]
Jako¶ tak to Bóg urz±dzi³,
¿e ludzie umieraj± siê i rodz±, jako¶ tak organicznie idzie. Bo jakby ludzie
nie umierali, to ziemia na pewno polecia³aby w kosmos, nie wytrzyma³aby
ciê¿ko¶ci tej.
I tak ciê¿ko jej od tych
samych ko¶ci. Ju¿ tyle ludzi naumiera³o, ju¿ i nie ma miejsca, gdzie by
nie by³o ich..."
z Micha³em
Jawniejko z Krasnowców
rozmawia³a Kasia Do³egowska
"Tylko pamiêtam jedno, ¿e
po nieboszczyku p³akaæ nie wolno. Nie wolno du¿o p³akaæ. Mojej mamy, ja
jeszcze niewielkam by³a dziewczyna, umar³a mama, babka moja umar³a. I ona
p³aka³a i p³aka³a.
Tutaj u nas mohi³ki niedaleko.
Ona na dzieñ po dwa, trzy razy schodzi³a na ta mohi³ki. No i potem [...]
przychodzê do domu, a mama mówi mi:
-- Jania, babka chodzi.
Ja jej mówiê:
-- Mama, ty szto. Gdzie¿
ona przyjdzie, ona zakopana tak g³êboko, i zabita gwo¼dziami trumna, i
ona przyjdzie?
-- Przychodzi.
Ja mówiê:
-- Bo ty wszystko p³aczesz
i p³aczesz. Nie mo¿na, mówiê, p³akaæ, ty j± ruszy³a z miesta.
No ona mówi:
-- Poczekaj
zaraz. Przenocuj i bêdziesz widzieæ.
Nu, my siedzieli z ni± potem,
zale¼li na piec, no i siedzim. No a ona przygotowa³a lampê i zapa³ki, ¿eby
zapaliæ. ¦wiat³a to nie by³o dawniej. No ja s³yszê: jedne drzwi siê otworzy³y,
drugie otworzy³y siê drzwi i kto¶ wszed³. A ja, pod³ogi nie by³o dawniej,
byli takie gliniane pod³ogi, ja zamiot³a ta chata swoja i posypa³a ¿ó³tym
piaskiem. Posypa³a i mówiê do mamy:
-- Nie chodzi, mama, nie
chodzi. Zobaczym.
Nu, i ja nie wiem, ja, ona
mo¿e i lêka³a siê, a ja to nie. Nie lêka³am
siê. Ta babka moja taka by³a dobra. Ja mówiê mamie:
-- Nie pal ¶wiat³o, zobaczym,
co to bêdzie.
Ale ona nie wytrzyma³a, rozumiesz.
Jak tylko us³ysza³a, ¿e te co¶ idzie po chacie, zapali³a ¶wiat³o. Zapali³a
- tak tylko wiatr po chacie. Ja patom zlaz³a z pieca, to jej nó¿ki. Ona
w takich szytych, jak teraz nazywaj± sapaczki
teraz Ruskije, i jej ¶ladki po tym piasku. Bo to by³ piasek posypany, nikt
po nim nie chodzi³, tak te ¶ladki. Mówiê:
-- A co? Mama?
Nie, nie przychodzi³a ju¿
potem. tylko przy¶ni³a siê mamie, ¿e nie trzeba p³akaæ. "Nie p³acz. Nie
p³acz, bo ja tobie dam."
z pani± Jani±
Uszko rozmawia³y
Kasia Do³êgowska, Kasia
D±bek i Justyna Stolarska
"Pani± Mariê spotkali¶my
na cmentarzu 1 listopada 1993 roku po uroczystej procesji z okazji dnia
Wszystkich ¦wiêtych w Wawiórce (w rejonie Lidzkim obwodu Grodzieñskiego).
Siedzia³a na jednym z nagrobków z zeszytem i d³ugopisem w rêkach. Podchodzili
do niej ludzie, ustawiali siê w kolejkê i prosili omodlitwê w intencji
zmar³ych bliskich. Pani Maria zapisywa³a
imiona zmar³ych w swoim zeszycie, ¿eby nie zapomnieæ za kogo ma siê pomodliæ.
Dostawa³a za to pieni±dze albo jakie¶ jedzenie.
Pó¼niej, w trakcie d³ugiej
wieczornej rozmowy zapyta³am j±:
-- Jak to siê sta³o, ¿e zaczê³a
siê pani modliæ za dusze?
-- No, tak
chodzi³am, odprawia³am maje i czerwcowe, zawsze w wiosce prosili... A potem
nie by³o komu dawaæ, a ja przy kalectwie zosta³am siê. Ludzie wiedzieli,
¿e mnie ciê¿ko ¿yæ, dzieci mnie moje - tak bêdê mówiæ jak i jest - opu¶cili.
[...] Teraz nie ma komu dawaæ, nie ma
tak jak kiedy¶, ¿êby ubogim daæ pomodliæ siê. To i ja siê sog³asi³a. Dobrze
- mówiê - bêdê bra³a. I teraz biorê na Wszystkie ¦wiête, tak powszednimi
dniami, to wiecie, ju¿ ludzie nie daj±. A jak Wszystkie ¦wiête, Bo¿e Narodzenie
czy Wielkanoc, to wtedy ju¿mnie pomagaj±,
kto jak mo¿e, w ¿yciu. Tak ja i sta³a z tego ¿yæ."
z Pani± Mari±
z Krasnowców
rozmawia³a Kasia Do³egowska
I. Pie¶ni
1. Joachim Ernst Berendt, "Wszystko o
jazzie" ss. 65-66
2. "¯ycie"
z 22 X 1996, artyku³ J. Jakimczyka
3. S³awomira
¯erañska-Kominek
Muzyka w Kulturze (1995)
4. Oskar
Kolberg, Lubelskie, t.17
5. Oskar
Kolberg, Mazowsze t. 27
6. Ks.
W³ad. Siarkowski "Gazeta Kieleckiej" (1874), w: Oskar Kolberg, Kieleckie
t. 18
7. Jan
Stanis³aw Bystroñ Czynniki magiczno-religijne w osadnictwie, "Przegl±d
Socjologiczny" (1939)
Gazetka "Korzenie" wydawana przez Stowarzyszenie Dom Tañca;
02-033 Warszawa, ul. Raszyñska 56/14, e-mail: domtanca@domtanca.art.pl
Redaguje Katarzyna Andrzejowska
;
¼ród³a: Kasia D±bek, logo Gazetki: Waldemar
Umiastowski
¬ród³a:
rysunki krzy¿y
- Feliks Kopera, zdobnictwo cha³up kurpiowskich - Maria ¯ywirska,
Polska Sztuka Ludowa 3-4/1949 r.
Wspieraj± nas Gmina
Warszawa-Centrum i Dzielnica ¦ródmie¶cie Gminy Warszawa-Centrum
|