Ju¿ w sprzeda¿y:
Muzyka ludowa to zjawisko, które mniej wiêcej od po³owy XX wieku
stopniowo umiera - wspó³czesnej wsi i jej m³odszym mieszkañcom nie jest
ju¿ potrzebna. Wiejski ¶wiat ciszy i naturalnych d¼wiêków ju¿ dawno
ust±pi³ d¼wiêkom radia, telewizji. Muzyka z p³yt, albo grana na
elektrycznych instrumentach, zast±pi³a wiejskich muzykantów z ich
skrzypcami, basami, bêbnem czy harmoni±. Muzykanci, których odnalaz³
Andrzej Bieñkowski, to ludzie urodzeni w pierwszych trzech dekadach
dwudziestego wieku - m³odszych nie ma. Ci, którzy jeszcze ¿yj±, s± ju¿
starzy, a ich rzemios³o to zamkniêty rozdzia³ - jak mówi Bieñkowski:
odchodz± bezpotomnie.
"Sprzedana muzyka" jest zbiorem relacji z konkretnych spotkañ,
przytoczone s± w niej rozmowy, zas³yszane opowie¶ci, opisane sytuacje.
Ka¿da z tych relacji - spisana rêk± malarza - jest wyrazistym portretem,
choæ naszkicowanym jakby od niechcenia, kilkoma kreskami. Bieñkowski nie
dodaje do nich narracji odautorskiej, za to dodaje zdjêcia - stare,
po¿ó³k³e, pochodz±ce z domowych archiwów jego wiejskich przyjació³.
Relacje i zdjêcia stanowi± cudown±, barwn± mozaikê, w której widaæ rêkê
mistrza.
Oprócz portretów ludzi z zapisków Bieñkowskiego wy³ania siê obraz
pewnego ¶wiata. Skrupulatny, pe³en detali obraz wiejskiej rzeczywisto¶ci
- tej spod sklepu z piwem, ub³oconych gumiaków, s±siedzkich k³ótni.
Obraz czasem okrutny, czasem banalny. Z tym, ¿e opisywana s³owami starych
muzykantów rzeczywisto¶æ - ta dzisiejsza, z zepsutym traktorem - ustêpuje
rzeczywisto¶ci tej, która ¿yje w pamiêci osiemdziesiêcio-parolatków -
tej z bied±, z pierwszymi s³awojkami budowanymi z nakazu policji w
latach 30-tych, w których baby chêtnie dorabia³y pó³ki i suszy³y na nich
sery, z ma³ymi dusznymi izbami, w których spano po czworo i piêcioro w
jednym ³ó¿ku (miêdzy innymi m³odzi spali w tym samym ³ó¿ku co te¶æ i
te¶ciowa). Te krótkie zapiski s± kopalni± wiedzy, informacji o minionym
¶wiecie, o dawnej mentalno¶ci.
Jagna Knittel
Andrzej Bieñkowski
- (ur. 1946 r.), artysta malarz, etnograf, profesor Akademii Sztuk Piêknych w Warszawie, laureat nagrody imienia Oskara Kolberga. Jest honorowym cz³onkiem Stowarzyszenia Dom Tañca.
Stowarzyszenie "Dom
Tañca" obj±³o patronatem now± ksi±¿kê Andrzeja Bieñkowskiego.
FRAGMENTY KSI¡¯KI
„Ratuj duszê moj±!”
Dziadek Stanis³awa Ciarkowskiego, Konstanty, te¿ skrzypek, mieszka³ w ostatnim domu we wsi pod lasem. Trafia³y siê jeszcze wilki. W ka¿dym domu by³ kij na wilki – „powerek”.
¦nie¿n± noc± od strony Potworowa rozszczeka³y siê psy – potem s³ychaæ jakie¶ odg³osy. Kostek wzi±³ powerek i wyszed³ na dwór. Za nim wybieg³y psy i pogna³y przez ¶nieg w stronê lasu. Po chwili nawo³ywania: „Kostek, ratuj!”. Ruszy³ na pomoc. Ci±gle s³yszy: „Kostek, bracie, ratuj nie mnie, ale duszê moj±!”.
Ze ¶nie¿nej nocy wy³ania siê le¶niczy. Za d³ugo siedzia³ w karczmie w Potworowie. Szed³, zataczaj±c siê od rowu do rowu, w koñcu wpad³ tam i gramoli³ siê z powrotem. Jak zobaczy³ Kostka, wykrzykn±³: „Kostek, bracie, z³e siê do mnie przyczepi³o i co chcia³em i¶æ w lewo, to mnie w prawo pcha³o. Ju¿ my¶la³em, ¿e to koniec. Dobrze ¿e¶ uratowa³ nie mnie, ale duszê moj±!”.
Opowie¶æ z 2002 roku
Wchodzimy do Unii
To by³a kolejna próba dotarcia przez bezdro¿a do ¶piewaczki Julianny Pawlak. Poprzednie koñczy³y siê wyci±ganiem traktorem. Teraz jadê okrê¿n± drog± przez las. Malownicze obej¶cie po³o¿one daleko od wsi. Mi³o mnie witaj±. Czêstuj± kaw±, rozmawiamy.
P. chwali siê, ¿e jest bardzo znana ze ¶piewu. Szesna¶cie razy by³a na weselu starsz± druhn±. Wspomina s±siada, skrzypka Micholika. – By³ gu¶larzem, ale nikogo nie chcia³ uczyæ tylko Habra. Kaza³ mu przynie¶æ bochenek chleba i trzy grosze, a za trzy tygodnie bêdzie muzykantem. No i Haber sta³ siê najbardziej znanym graczem na okolicê. Mia³am ze siedem lat, to widzia³am, jak powiesi³ skrzypce na ¶cianie i same gra³y. To ludzie z izby pouciekali – opowiada.
– Kiedy¶ proszono mnie jako druhnê, ale panna m³oda by³a wdow±. Nie chcia³am i¶æ i p³aka³am. To matka strugnê³a mnie rêcznikiem po ³apach. Musia³am pój¶æ – ¶mieje siê. P. uk³ada te¿ okoliczno¶ciowe przy¶piewki. W trakcie rozmowy dzwoni jej komórka. To z domu kultury prosz±, ¿eby na festyn w czerwcu u³o¿y³a jak±¶ piosenkê o Unii Europejskiej. Pani Julianna obiecuje: „U³o¿ê sobie tak± ¶piewkê w g³owie”. M±¿ mruczy gniewnie: „Ty bêdziesz ¶piewa³a o Unii, a ja bêdê krowy doi³”.
Wizyta w 2003 roku
Ostatnia gra
Pamiêæ o kilku legendarnych skrzypkach przetrwa³a na wsi do dzi¶. ¯yj± jeszcze ¶wiadkowie ich gry. To jedyny ¶lad. Ja¼wiec grywa³ z synami, te¿ dobrymi skrzypkami. Potem synowie rozjechali siê po ¶wiecie. Jeden zamieszka³ w Krakowie, pisa³ ksi±¿ki.
Zgodzono sêdziwego ju¿ Ja¼wieca na wiejsk± zabawê u s±siada. No to J. gra. Ludzie tañcz± do jego ¿ywio³owej muzyki. A tu przyjecha³ syn z Krakowa. Widzi, ¿e ojciec gra w ciasnej izbie, wokó³ t³um tancerzy, gor±c, kurz. Przerwa³ muzykê i mówi: „Chod¼, tato, co siê bêdziesz mêczy³ i gra³ za pieni±dze. Ja ci zap³acê”.
J. zabra³ skrzypce i wróci³ do domu. Wiêcej na wsi ju¿ nie zagra³.
Opowie¶æ z 2004 roku