Gazetka nr 55, czwartek 4 czerwca 1998
    Spis treści

część pierwsza

I. Kapela Bobowskiego

Dziś na przedostatniej przed wakacjami zabawie Domu Tańca zagra kapela Aleksandra Bobowskiego skrzypka z Kurpiów Białych. Wystąpi on w składzie z harmonistą i bębnistą braćmi Czesławem i Edwardem Krucińskimi z Kalinowa (Kurpie Białe). Pan Aleksander już występował w Domu Tańca, był wtedy ranny w rękę i nie grał tak, jak by chciał. Dziś jego występ na pewno się powiedzie bez przeszkód.

Aleksander Bobowski - fenomen skrzypiec.

To jeden z niewielu muzykantów, których styl grania stanowi żywą pamiątkę czasów Kolbergowskich. Podobnie głębokie korzenie ma część bogatego repertuaru Pana Aleksandra - zwłaszcza oberki. Szanowny i znakomity gość dzisiejszego wieczoru w "Domu Tańca" urodził się w roku 1918 w maleńkiej wiosce Grabniak w parafii Poręba między Wyszkowem a Ostrowią Mazowiecką czyli na Kurpiach Białych. Z Grabniaka daleko i do Narwi i do Bugu. Cała okolica to przysłowiowe kurpiowskie "laski i piaski", więc chociaż mały Aleksander przepadał za muzyką (śniła mu się po nocach harmonia pedałowa) to muzykantem został nie z pobudek romantycznych, a z troski o chleb. Harmonia była wtedy zupełną nowością, instrumentem bardzo drogim. Ojciec przywiózł mu za to z jarmarku skrzypce, by na nich mógł rozgrywać pierwsze melodie zasłyszane od matki, od starszych koleżanek ze wsi i od wuja-skrzypka, pod którego okiem ćwiczył. Jako, że młodzież z połowy wioski ganiała bydło w jedno miejsce, mały Aleksander brał ze sobą skrzypki i wprawiał się w grze do tańca.
Tam, któregoś razu, wracając po skrzypki które zawiesił był na pniu drzewa, ku swojej rozpaczy zobaczył byka, który z sobie tylko znanych powodów bódł skrzypki rogami na drzazgi. Na szczęście byli kiedyś majstrowie, którzy potrafili zrobić coś z niczego - skrzypce zostały sklejone.
Na pierwsze poważne granie wypuścił się jako 11-letni chłopiec (za ojcowskim naturalnie pozwoleniem, z trudem zresztą ubłaganym) w karnawale roku 1929. Post zaczęła wtedy rodzina Bobowskich mając w kieszeni 150 złotych więcej (tyle kosztowała dobra krowa). Od tej pory Aleksander grywał regularnie, a wszystkie te prace "skrzypcowe" syna ojciec skrzętnie odnotowywał w specjalnym zeszycie, dzięki czemu wiadomo, że w ciągu roku zarobki z grania zaczęły z czasem przewyższać te z gospodarki.
Terminując u wuja-skrzypka Pan Aleksander nauczył się zanikającej już wtedy sztuki grania na basetli. Na zabawach i weselach grywał już z harmonią pedałową ( z początku półtonową). W latach 30-tych był najczęściej zgadzanym skrzypkiem w parafiach Poręba, Brańszczyk, Długosiodło. Grywał także nierzadko w wioskach odległych nawet 30 - 40 kilometrów od domu, za Bugiem (gdzie prosili bez bębna) i na żydowskich zabawach (też bez bębna). Najlepiej wspomina kapelę, w której grał na przełomie lat 30 i 40-tych: z harmonią, klarnetem i bębnem. Wszyscy w tej kapeli byli geniuszami swoich instrumentów. Kiedy nie dożywszy 30 lat umiera niezwykle utalentowany klarnecista, sam Pan Aleksander z powodzeniem go zastępuje, grając wymiennie na skrzypcach i klarnecie.
Za okupacji - aresztowany trafia na Pawiak, a dalej na Majdanek i w końcu do Bergenbelsen, skąd szczęśliwie wraca w 1945 roku, w dodatku z nowymi skrzypcami. Obejmuje gospodarkę po zmarłym ojcu, żeni się, nie zaniedbując jednocześnie rzemiosła muzykanckiego. Także wówczas, gdy przenosi się na ziemie odzyskane (w Elbląskie) gra równie często i z równym powodzeniem (z bratem na harmonii) w większości wśród repatriantów z kresów i też niemałej liczby osadników z Kurpii.
Po 9 latach wraca w rodzinne strony, gdzie kończy karierę muzykancką w 1973 roku. Znowu przenosi się, tym razem pod Warszawę i od tej pory właściwie nie bierze skrzypiec do ręki. Pracuje jako portier w szpitalu, uprawia ogródek. Dwa lata temu w pewien jesienny dzień otwiera drzwi swojego domu i jest wyraźnie zaskoczony, nie tyle widokiem nieznajomej osoby co swoją własną legendą.
Remek Mazur-Hanaj

II. Kapela Domu Tańca

Z muzykujących przyjaciół Domu Tańca będziemy mieli szansę usłyszeć dziś kapelę Katarzyny Andrzejowskiej z pstrykanymi polkami rzeszowskimi, w składzie z Agatą Adamkiewicz - cymbały, Piotr Zgorzelski - sekund, kontrabas, Piotr Piszczatowski - kontrabas, parę: Agnieszkę i Tomasza Jeżów (skrzypce i klarnet) z melodiami żydowskimi oraz Kasię Andrzejowską z Danielem de Latour (skrzypce, skrzypce, bębenek) z oberkami radomskimi i lubelskimi.

III. Kapela z Siedmiogrodu

Gościć dzisiaj będziemy kapelę z Siedmiogrodu. Grają muzykę z regionu Gyimes i Felcsik. Kapela nie ma podobno w składzie skrzypka, są za to fujarki, gordon, bęben.

Wieści o Kapeli z listy dyskusyjnej Muzykant

Doczytałem się na plakacie, że w ramach "Dni Ursynowa" (w Warszawie) 6 czerwca między 11.30 a 14.00 na błoniach pod Kopą Cwila (między stacją metra "Ursynów", Dolinką Służewiecką i ul. Puławską) zagrają "Varsovia Manta", "Sierra Manta", "Wałasi" i kapela z Siedmiogrodu (o ile nie przekręciłem nazwy?) "Botaska".
Karol Ejgenberg
Pragnę poinformować wszystkich zainteresowanych, że na początku czerwca przyjedzie do Polski kapela z Siedmiogrodu. Kapela liczy cztery osoby, instrumentarium: fujarki, bęben, kobza, gardony, śpiew... Grają muzykę mołdawską (głownie węgierską), z Gyimes'u i z Felcsik (wioski w Siedmiogrodzie). 6 czerwca grają na jakiejś dużej imprezie na Ursynowie, może jeszcze uda się zrobić wspólną imprezę z polskim Domem Tańca na Elektoralnej.
W czwartek 4.06 w Polskim Domu Tańca na Elektoralnej od 18.00 odbędzie się zabawa z udziałem polskich kapeli, gościnnie wystąpi też kapela z Siedmiogrodu. Do zobaczenia...
Mateusz Dobrowolny
Ja przepraszam, ale muzyka mołdawska ma niewiele wspólnego z węgierską i ja np. na mołdawską to bym poszedł, a na węgierską to już niekoniecznie...Czy ktoś mógłby to sprecyzować ?
Piotr Lipko
Oczywiście, że muzyka mołdawska jest inna niż węgierska, ale należy pamiętać, że w basenie Karpat wszystkie kultury: węgierska, rumuńska, cygańska, mołdawska i inne, wzajemnie się przenikają i na siebie silnie oddziałują. Poza tym przez długi czas muzyka była głównie grana przez Cyganów. Teraz każda narodowość stara się pielęgnować własną muzykę i kulturę, ale wpływy pozostają.
Nie powinno więc specjalnie dziwić, ze Seklerzy (z w/w kapeli) grają nie tylko muzykę węgierską. Węgrzy nie tylko mieszkają na Węgrzech, ale też w Siedmiogrodzie, w Mołdawii, na Słowacji... Trudno mi coś więcej na ten temat powiedzieć, bo nie orientuję się dobrze w tych tematach. W każdym razie wydaje mi się, że zamykanie się na inne kultury nie jest dobrym podejściem, szczególnie w okresie, kiedy zamierzamy wejść do Unii Europejskiej.
Mateusz Dobrowolny

część druga

To, co będzie

Szukamy nowego Grzesiuka, czyli o stanie obecnym folkloru warszawskiego smutnych refleksji kilka

14 czerwca w gościnnych murach Warszawskiego Ośrodka Kultury przy ul. Elektoralnej odbędzie się piąta edycja konkursu pod nazwą "Szukamy nowego Grzesiuka", stanowiącego przegląd amatorskiego ruchu związanego z folklorem warszawskim. Jego uczestnikiem może zostać każdy, kto umie zaśpiewać piosenkę (znaną już lub ewentualnie własną) luźno związaną z Warszawą, czy odczytać własny tekst lub wyrecytować wiersz. W dzień ten zjeżdża się cała rynsztokracja warszawska, aby spotkać się przy szlagierach starej Warszawy, a przy okazji napić się piwa sponsorowanego przez Browary Warszawskie (d. Haberbuscha). Z doświadczeń z poprzednich lat wywnioskować można, że jury, w którego skład wchodzili wybitni twórcy związani ze stolicą, tacy jak reżyser Marek Piwowski, aktor Zbigniew Buczkowski czy pisarz Marek Nowakowski, preferuje tych, którzy pojawiają się na estradzie z własnymi oryginalnymi tekstami i melodiami. Nazwa imprezy brzmi bowiem "Szukamy NOWEGO Grzesiuka".
Teraz kilka słów o patronie imprezy. Stanisław Grzesiuk (1918-63) to legendarny bard warszawskich przedmieść, człowiek wychowany na warszawskim Czerniakowie, stanowiącym obok Woli, a po wojnie i Pragi, główne źródło folkloru warszawskiego. Losy swojego burzliwego życia opisał w trzech książkach: "Boso, ale w ostrogach", "Pięć lat kacetu" i "Na marginesie życia" stanowiących przykład wznoszenia się na wyższy poziom człowieczeństwa wbrew nędzy, obozowemu poniżeniu, czy ciężkiej chorobie. Jednak nie działalność literacka, lecz głównie wokalna przyniosła mu uznanie i sławę. Jego szorstki, z lekka ochrypły głos wydobywający się przy akompaniamencie zrobionego w obozie koncentracyjnym banjo wzrusza do dzisiaj.
Piąta edycja konkursu "Szukamy nowego Grzesiuka" posłużyła mi za pretekst do podzielenia się kilkoma niewesołymi refleksjami na temat stanu i kondycji folkloru warszawskiego. Ponoć i w naszym Domu Tańca pojawiła się jakaś kapela warszawska, ale tego najstarsi górale a nawet Antoni Beksiak nie pamiętają.
Każdy, kto odwiedza stolice różnych państw, bez trudu wyczuwa specyficzny klimat muzyczny, czy to Paryża czy Budapesztu. Kawiarenki, restauracje, parki, deptaki rozbrzmiewają charakterystyczną dla danego miasta muzyką. Cóż może usłyszeć cudzoziemiec przyjeżdżający do Warszawy? Głównie sympatycznych studentów latynoamerykańskich obstawiających centralne punkty miasta, a to pasaż przy Domach Towarowych Centrum, a to Rynek Starego Miasta czy Plac Zamkowy. Czasami zdarzają się jacyś muzycy zza wschodniej granicy (niektórzy nawet bardzo zdolni) raczący nas znanymi standardami rosyjskimi.
Konia z rzędem temu kto wie, gdzie w Warszawie można posłuchać kapeli warszawskich. Osobiście mam wrażenie, że jeśli chodzi o folklor warszawski, mamy do czynienia ze zjawiskiem katakumbowym, z sytuacją przypominającą pierwszych chrześcijan (tu chyba ostatnich). Warto tu zadać dramatyczne pytanie, czy jest w ogóle o czym mówić i czy przypadkiem folklor warszawski nie umarł. Otóż moim zdaniem na szczęście nie. Znaleźć można pewne jego enklawy. Powiedzmy parę słów na ich temat.
Jeśli chodzi o kapele, ja znam osobiście cztery. Są to: Kapela Warszawska Stanisława Wielanka, Orkiestra z ulicy Chmielnej, Kapela Praska, Kapela Rembertowska. Najbardziej znaną jest ta pierwsza, kierowana przez niestrudzonego Stanisława Wielanka, wychowanego podobnie jak Grzesiuk w "dolnym" mieście czyli na Czerniakowie, byłego lidera słynnej Kapeli Czerniakowskiej, autora śpiewnika andrusowskiego "Szlagiery Starej Warszawy", popularyzatora piosenek warszawskich (vide program w Naszej Telewizji "Śpiewamy ze Staśkiem Wielankiem" a przede wszystkim znakomitego ich wykonawcy. Jest to chyba jedyna kapela mająca zabezpieczone środki finansowe, sponsorowana jest bowiem przez Browary Warszawskie. Nie można tego powiedzieć o kolejnej legendarnej kapeli tj. Orkiestrze z ulicy Chmielnej. Jest to "firma" istniejąca 70 lat, a na dźwięk ich piosenek żywiej uderza serce każdego prawdziwego warszawiaka, a niekiedy uda się dostrzec w oczach słuchaczy łezkę prawdziwego wzruszenia. Dzieliła kapela dole i niedole stolicy w jej najnowszej, jakże burzliwej historii. Wspomnijmy tylko, że film pt. "Zakazane piosenki" jest ilustrowany piosenkami okupacyjnymi granymi i śpiewanymi przez tę orkiestrę. Od kiedy Kapela straciła opiekę menedżerską, utrzymuje się z własnych funduszy zdobywanych w czasie codziennych koncertów w podziemnym przejściu na skrzyżowaniu Alej i Marszałkowskiej.
Na prawdziwe centrum folkloru warszawskiego wyrósł Dom Kultury w Rembertowie, gdzie swoją siedzibę mają dwie pozostałe z wyżej wymienionych Kapele: Praska i Rembertowska. Ta pierwsza jest laureatką jednego z konkursów "Szukamy nowego Grzesiuka", Kapela Rembertowska zaś nagrała bardzo udaną kasetę "Choć goło lecz wesoło" a jej wokalista z charakterystycznym zaśpiewem warszawskim to prawdziwa klasa.
Należy wspomnieć też o weteranie estrady , znanym aktorze i piosenkarzu, wykonawcy tak znanych piosenek, jak "Statek do Młocin", "Jedziemy na Bielany" czy "Bomba w górę" Jaremie Stempowskim. Od czasu do czasu można usłyszeć go występującego gościnnie z Kapelą Warszawską" � Jaremie Stempowskim.
Wśród amatorów wymienić należy dwie grupy działające w ruchu Kół Seniora na Ochocie: "Wrzos" z ulicy Słupeckiej oraz "Baśniowa" z ulicy Baśniowej. Są oni na ogół głównymi laureatami omawianego Konkursu a żywotności temperamentu oraz wspaniałych strojów, żywo przypominających stroje przedwojennej Warszawy można im rzeczywiście pozazdrościć.
Na koniec chciałbym wspomnieć o pewnym zjawisku, które w opinii Dostojnych Ojców Domu Tańca oraz Uczonych w Piśmie Muzykologów może przyprawić o palpitacje serca, a mnie narazić na kary kanoniczne jakie heretykowi, takiemu jak ja należałoby wymierzyć. No cóż, �niech ogień św. Antoniego sparzy mi kiszkę stolcową". Myślę o Muńku Staszczyku i Szwagierkolasce. Już słyszę te głosy: komercja, szmal, masówa itd. Cóż, będę bronił Muńka. Faktycznie nowe aranżacje zawierają silne wpływy współczesnej kultury masowej, ale mimo to piosenki Grzesiuka nabrały nowego brzmienia, są bardziej dostępne dla ucha współczesnego słuchacza, a jednak nie straciły ich pierwotnego sensu. Specjalnie rozmawiałem z ludźmi, którzy znali piosenki Grzesiuka na temat aranżacji Szwagierkolaski i ku memu miłemu zaskoczeniu ich opinie były niemal entuzjastyczne. A cóż powiedzieć o wznowieniach kaset i książek Grzesiuka? Dzięki Muńkowi zjawisko, które istniało w świadomości nielicznych zostało niemalże wskrzeszone z martwych.
Kończąc te rozważania chciałbym zastanowić się, co jest przyczyną takiej marnej kondycji folkloru warszawskiego. Przyczyny zasadniczej upatrywałbym w tragicznej najnowszej historii miasta, gdzie, jak śpiewa Muniek "Hitler i Stalin zrobili co swoje" 300 tys. zagazowanych warszawskich Żydów, 150 tys. zamordowanych bestialsko w czasie powstania, setki tysięcy wypędzonych i rozproszonych po całym świecie. Olbrzymie ruchy migracyjne i napływ ludności z innych terenów nie związanych emocjonalnie z Warszawą ani z jej kulturą ani etosem. Warszawa rozbrzmiewała niegdyś kapelami podwórkowymi a na dźwięk melodii "Stachu wróć, daruję ci winy" otwierały się okna w kamienicach, z których sypały się zawiniątka z pieniędzmi jako wynagrodzenie za trud ulicznych grajków. Czy to już nigdy nie wróci?
Wszystkich zainteresowanych omawianym tematem namawiam do dyskusji. Artykuł ten niech będzie pierwszym w niej głosem.
P.S. Wszystkich, którym biją serca warszawiaków lub interesuje folklor warszawski zapraszam na V Konkurs "Szukamy nowego Grzesiuka", który odbędzie się 14 czerwca w Warszawskim Ośrodku Kultury przy ul Elektoralnej. Początek o 1100.
Tadeusz Czarnecki-Babicki

część trzecia

I. Jeszcze w czerwcu�

  • Ostatnie spotkanie w Domu Tańca - 18 czerwca. Wystąpi kapela Bednarzy z zamojskiego.
  • Przegląd muzykantów z radomskiego w tę niedzielę, 7 czerwca w Przysusze blisko Radomia. Zwykle, gdy jest ładna pogoda przegląd odbywa się na świeżym powietrzu, na estradzie blisko muzeum Oskara Kolberga.
  • Przypominamy, że w dniach 10 14 czerwca jesteście mile widziani w naszym domu w Izbach, w Beskidzie Niskim! Czekają na was góry (Lackowa), jezioro, zielone polany, las, zabytkowe cerkwie... i miłe wieczory przy lampach naftowych, muzykowaniu i śpiewach. A nasz dom reklamy chyba już nie potrzebuje. Wszystkich chęe w dniach 10 � 14 czerwca jesteście mile widziani w naszym domu w Izbach, w
Agata i Andrzej Adamkiewicz
  • Ostatnie warsztaty taneczne w Domu Tańca odbyły się w zeszłym tygodniu. Prowadzący je Piotr Zgorzelski ma zamiar pojawić się w Kazimierzu na Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych i spróbować poprowadzić warsztat na wolnym powietrzu. Kapel będzie dostatek.
  • Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu, jak zwykle w ostatni weekend czerwca. Jeśli będzie więcej osób chętnych do pojechania na tę szumną imprezę, można próbować zamówić wspólny nocleg. Prosimy o kontakt z Redakcją bądź Piotrem Zgorzelskim tel. 659 79 42 (po 2300).
Kazimierz - stary dom przy Krakowskim Przedmieściu
rys. E. M. Andriolli

II. A latem

W dniach 1 - 5 lipca zapraszamy na spotkanie, które w ostatniej Gazetce zostało nazwane trochę na wyrost taborem. W Domu Tańca pojawia się wiele osób, które były na letnich taborach węgierskich domów tańca. Dlatego spieszymy wyjaśnić, że nasz zamysł jest o wiele skromniejszy. Spotkamy się, żeby wspólnie przez pięć dni grać, tańczyć i uczyć się od zaproszonych muzykantów. Chcielibyśmy zaprosić Mariana Bujaka (skrzypce) i Franciszka Grębskiego (harmonia). Ale nie organizujemy regularnych warsztatów. Zrobimy składkę, aby opłacić muzykantów i zakupić jedzenie, sami będziemy przygotowywać posiłki itd.
Domek jest mały, będziemy w nim tańczyć i korzystać z kuchni. Wszystkich prosimy o przywiezienie namiotów. Podobnie rzecz się ma z łazienką, do której wodę dostarcza mało wydajna pompa, dlatego większość z nas musi nastawić się na codzienne mycie w niedalekiej rzeczce. Słowem warunki będą dość spartańskie. Co jednak mamy nadzieję wynagrodzi nam muzyka. Dom znajduje się osiem kilometrów od Iłży. (na mapie pod Radomiem). Niedaleko jest muzeum instrumentów ludowych w Szydłowcu.
Wszystkich chętnych prosimy o wcześniejszy kontakt! Agnieszka i Tomek Jeżowie tel. 648 83 00, Piotr Piszczatowski tel.6437108.
Piotr Piszczatowski

Gazetka "Korzenie" wydawana przez Stowarzyszenie "Dom Tańca"
02-033 Warszawa, ul. Raszyńska 56 m.14 te. 6686955 e-mail: domtanca@domtanca.art.pl
Bank Śląski S.A. Oddział W-wa Filia Nowowiejska 5, nr konta: 310024 - 0501279 525
ISSN 1505-0483
Redaktor naczelny: Katarzyna Andrzejowska
logo Gazetki: Waldemar Umiastowski





Artykuł pochodzi ze strony Dom Tanca
http://www.domtanca.art.pl

Adres tego artykułu to:
http://www.domtanca.art.pl/modules.php?name=Sections&op=viewarticle&artid=62