Gazetka nr 4, wtorek 31 października 1995

Gdyby ktoś jeszcze tego nie wiedział: Korzenie są imprezą cykliczną (każdy wtorek). Zapraszać będziemy na nasze spotkania wiejskich mistrzów­muzykantów, którzy zagrają nam tak, jak grywało się dawniej na wsi, bez stylizacji, opracowań i innych "upiększeń".

Jeśli ktoś nie potrafi tańczyć, to nie ma się czym przejmować, nic specjalnie trudnego - trzeba tylko chcieć. Sam szef uczył się tańczyć dopiero pół roku temu i jakoś mu już wychodzi, a wszystko za sprawą Korzeni i Domu Tańca, o którym informujemy poniżej.

Jeśli ktoś z Szanownych Gości będzie chciał przynieść ze sobą coś smacznego np. jakieś ciasto i będzie chciał się nim podzielić ze wszystkimi będzie nam niezmiernie miło.

Wstęp kosztuje 2.50 zł. Dla urwisów do lat 9 wstęp bezpłatny.

Piwo za darmo

Od elbląskiego browaru EB otrzymaliśmy w prezencie, prócz ław i stołów, beczkę piwa oraz "kilka naklejek". W związku z tym co tydzień każdy z sześćdziesięciu pierwszych szczęśliwców posiadających bilet i  ukończone 18 lat otrzyma kufelek piwa lub tzw. napój chłodzący (do wyboru).

Dziś

Dziś w Remontowych KORZENIACH gościć będą wiejscy muzykanci z Siedleckiego. Zagra nam do tańca Kapela Stanisława Łoskota i Stefana Nowaczka. Będą powiślaki, oberki i poleczki. Muzykanci urodzili się jeszcze przed wojną i żyją tak jak dawniej nad Wisłą. Obaj nauczyli się grać od starszych braci. Stare czasy wspominają z wielkim sentymentem np. jak grywało się na weselach po dwa, trzy dni bez przerwy. Dzisiaj obaj już na rentach, gotowi grać zaraz, już, dla samego grania. Mieli zamiłowanie od małego, taki talent. Bo jak mówią "nie jeden majątek by oddał, nie jadł, bez pieniędzy, za darmo by grał żeby tylko umiał, wielu próbowało, ale nic z tego nie wyszło, to nie jest fach. Jak artysta, jeden do malowania, drugi do rzeźbienia, do wszystkiego musi mieć swój talent ... chciwość, zamiłowanie".

Co za tydzień?

7 listopada wystąpi kapela Franciszka Grębskiego z Sulejowa (Powiśle Tarnobrzeskie). Skład kapeli to harmonia guzikowa i bębenek. Grają dużo powiślaków, oberków i poleczek.

Dom Tańca

Jak się okazuje doskonałym sposobem na wysoką frekwencję w DT jest zaproszenie znanej już i podziwianej kapeli (braci Metów), która nie przyjeżdża, a w zamian występuje Kapela Domu Tańca. Morale organizatorów znacznie się poprawiło, gdy patrzyli oni na rzesze chętnych do tańcowania (rzadkość w naszych czasach). Z dumą więc ogłaszamy, że i we środę 8 listopada kapela ze wsi nie przyjedzie, a przygrywać będzie KDT. Szefostwo oczekuje tłumów. Natomiast dn. 1 XI prosimy nie przychodzić, bo się nie tańcuje.

Dla tych, którzy są zainteresowani warsztatami i jeszcze nie wiedzą gdzie i kiedy podajemy do informacji, że cała rzecz odbywa się na Jezuickiej 4 (Stare Miasto) w każdą środę o godz. 18.00, wstęp 5 zł (w cenę biletu wliczony jest napój chłodzący bądź kawa).

Informacje

Z różnych źródeł otrzymaliśmy następujące wieści o imprezach folklorystycznych i folkowych.

*

W warszawskim Muzeum Etnograficznym 4 listopada spotkanie p.t. "Dawne zajęcia mieszkańców Puszczy Zielonej" m.in. z kurpiowskim twórcą wykonującym ozdoby z bursztynu. Początek o godz. 11.30. Polecamy szczególnie dzieciom.

Trwa także do 8 grudnia wystawa "Śmierć zapomniana". Telefon do Muzeum 27 76 4(1-6).

*

W dniach 7-10.12.95 w Akademickim Centrum Kultury UMCS "Chatka Żaka" w Lublinie odbędzie się V Festiwal Muzyki Ludowej "Mikołajki Folkowe" organizowany przez "Orkiestrę p. w. św. Mikołaja".

"Celem tego festiwalu jest popularyzacja szeroko rozumianej kultury ludowej wśród młodzieży oraz prezentacja muzyki ludowej w formie zrozumiałej i atrakcyjnej dla współczesnego odbiorcy" - piszą organizatorzy. Zapowiedziane są występy następujących grup: Varsovia Manta (nie po raz pierwszy), Orkiestra p. w. św. Mikołaja (j.w.), kapela z Kośnych Hamrów, Chudoba, Szybki Lopez oraz Kati Szvorak z Węgier i Detwa ze Słowacji. Prócz nich odbędzie się przedstawienie "Ballada Chasydzka", będzie Scena Otwarta, warsztaty, wystawy i kiermasz.

Telefon organizatorów (0-81) 33201 w.14.

Archiwum folklorystyczne

W Instytucie Sztuki Polskiej Akademii Nauk przy ulicy Długiej 26/28 znajduje się kapitalne archiwum nagrań tradycyjnej muzyki wiejskiej. Są to głównie nagrania z lat pięćdziesiątych, co za tym idzie szum starej płyty jest zapewniony. Gorąco namawiamy wszystkich fanów obecnych i przyszłych, jak również tych, którzy nie cierpią muzyki ludowej do odwiedzin (może zmienią zdanie). Zbiorami opiekuje się dr Piotr Dahlig.

Również i "Korzenie" posiadają skromne archiwum złożone z nagrań zrealizowanych podczas spotkań z muzykantami. Pytajcie o nie Piotra Zgorzelskiego (zwanego Szefem).

Czekamy na wieści

Ktokolwiek słyszał o balangach, koncertach, zabawach, biesiadach czy innych spotkaniach ludzi z muzyką wiejską lub inspirowaną folklorem, proszony jest o poinformowanie o tym Szefa Korzeni tj. Piotra Zgorzelskiego. Ubiera się on w kolorowe gacie, po czym łatwo go poznać. Można też powiedzieć o tym Antkowi Beksiakowi. Ten zbyt kolorowych nie nosi, najwyżej czasem różowe.

Wyszukane

"Nieba jest więcej
niż wszystkiego innego"

(Miroslav Mandić)

Wolność to nie moc czynienia tego, co chcemy, lecz prawo bycia zdolnym czynienia naszej powinności.

(Lord Acton)

Zasłyszane przez "Ciacha":

Zaduszkowe bajania

Dawnymi czasy przyszła raz do nas z za morza straszna cholera. Marli wtedy ludzie, jak muchy. Chodziła śmierć po wsiach i miastach od drzwi do drzwi, a skąd ją jałowcem wykurzono, tam właziła kominem i kosiła, kosiła - niby trwę na siano.

Ludziska modlili się mocno do Pana Jezusa, żeby cholerę wygnał od nas hen, aż za morze znowu i za góry; i Mateczki Najświętszej prosili, żeby dokumentnie Synowi swojemu wyłożyła, jaka to szkoda naszych tak morowem powietrzem mordować, a jako lepielby było puścić cholerę na pogan... Wszystko jednakowoż nie pomogło.

Ale ci przecież raz, po strasznie długiej spiekocie, spuścił Pan Jezus deszcz. "Dziękujcie Bogu - mówili dobrodzieje z ambony - może się teraz od nas nieszczęście odwróci".

Ba, ale tu lało tak z nieba, że naród na nowo zaczął narzekać. Śmierć bestyja kosiła i w deszcz! Jałowca już brakło na cholerę, ale i ludzi brakło zarazem do pola. Żniwa już tuj, tuj miały się zacząć, a deszcz dalej prał zborza, jak baby kijanką koszulę. Naród w płacz. Aż tu pastuchy wpadają do wsi z krzykiem, że Dunajec wylał. Litościwy, Jezu! Cholerze nie koniec - a tu jeszcze powódź!... Aliści Pan Bóg wie co robi.

Właśnie przyszło Kostusi przeprawić się przez Dunajec, kiedy rzeka wezbrała ogromnie i rozlała się szeroko. Widzi to Śmierć i skubie się w głowie markotnie. Tędy jej drogra wypadła do drugiej wsi. Mosty pozrywało - co tu robić?...

Akuratnie deszcz ustał trochę. Śmierć tedy, niewiele myśląc, naostrzyła kosę na kamieniu rzetelnie, potem drzew nacięła i w mig zrobiła sobie łódkę. Spuściła ją na wodę i cieszy się. Potem siadła na nią Kostusia - jakby jej to nic nowego nie było - i płynie, a kosą wiosłuje niby flisak z pod Krakowa.

Widzi to Pan Jezus i powiada sobie: "Na to ja rzeki rozlałem, żebyś ty czółnem przepłynęła? Chciałabyś ty i mnie w pole wyprowadzić, poczekaj!..."

Dostała się śmierć na drugą stronę. W tem miejscu, wśród pola, jeszcze nie zalanego, stała ogromna stara lipa, która właśnie zakwitła cała i rozpachniała się, że ino było patrzeć i wąchać. Rok w rok tak kwitła, ale tym razem już Pan Jezus zrobił, że taka szła od niej woń mocna, iż ani się waż przystąpić do lipy...

Śmierć wyłazi ze swego czółenka, pewna, że zaraz zacznie machać kosą na nowo wśród biednego narodu. A tu jej coś w nosie kręci, kręci ...

Kostusia obejrzała się na wsze strony i widzi, że jałowcem nikt jej nie zamierza wykadzać, chce więc iść dalej, ale ani rusz - nie może. W nosie coś kręci, ba - i w głowie się jej kręci - aż się zachwiała, jakby ją zemgliło.

To ją tak woń lipowego kwiecia odurzała strasznie.

Za chwilkę przewróciła się pod lipą, jak długa, i dźwignąć się nie mogła. Zobaczyli to od wsi pastuchy. Ostawili w polu krowięta. Wlezie która w pańskie - a niechta!... Pobiegli pod lipę, nawołując innych z daleka.

"Mamy cię, złodziejskie nasienie!" - wykrzyknęli radośnie, a widząc, że się śmierć nie rusza, schylili się nad nią i zaczęli tarmosić bestyję, co się wlazł.

Potem w kilku poddźwignęli ją z ziemi i wpakowali w ogromne dziupło w lipie. Zatarli ręce, szczęśliwi, że się śmierci pozbyli na zawsze. Zatkali dziurę czółenkiem kostusi i popędzili ku wsi z wesołą nowiną.

Cóż, kiedy jedno głupstwo zrobili: zamurowali śmierć razem z jej kosą...

Cholera wprawdzie ustała i powódź opadła, a ludzie całkiem nie wymierali; ale trwało to tylko przez lipiec, dopóki śmierć w dziupli czuła kwiat lipowy i spała. Ledwie sierpień nastał, zbudziła się ona w swym zamknięciu, kosą przerżnęła czółenko i wylazła na świat boży.

I dalej bestyja kosi, jak kosiła po swojemu ... Skoro zaś tylko usłyszy, że zegar niebieski wyzwania godzinę zaduszną, Kostusia - niby karbowy na kiju - robi sobie na swej kosie tyle nowych karbów, ile tysięcy ludzi wyprawia na tamten świat w ciągu ubiegłego latka.

Grzegorz "Ciacho" Rybacki
Opowieść tę usłyszałem po raz pierwszy w miasteczku Wielogłowy nad Dunajcem podczas jarmarku, od sprzedawcy czosnku, Józefa Strubka.


Gazetka wydawana przez

Stowarzyszenie Riviera - Remont


Zredagowali: Kasia Andrzejowska, Antoni Beksiak i Piotr Zgorzelski.

Współpracuje z nami i pomaga nam Fundacja im. Stefana Batorego, Urząd Gminy Warszawa - Centrum oraz Elbrewery Co. Ltd.





Artykuł pochodzi ze strony Dom Tanca
http://www.domtanca.art.pl

Adres tego artykułu to:
http://www.domtanca.art.pl/modules.php?name=Sections&op=viewarticle&artid=14